Ostatnimi czasy na odprężenie po ciężkim wysiłku intelektualnym lubię sobie obejrzeć film. A poza tym cały czas szukam "dobrego filmu". W taki oto sposób mam duuuużo do opisania, więc formuła "flesha" jest najwygodniejsza do podzielenia się z Wami moimi przemyśleniami.
Zapraszam na "Filmowy flesh #2"
"Star Trek" (2009)
No i wreszcie znalazłem film, który po prostu mi się podobał. Bez żadnych "ale". Niczego bym nie zmieniał, nie mam żadnych zastrzeżeń, a w trakcie seansu nie pojawiły się żadne znaki zapytania, czy niedomówienia, które psułyby mi frajdę podczas oglądania. "Star Trek" był po prostu bardzo dobrym filmem sci-fi. Muszę się na wstępie przyznać, że NIGDY nie oglądałem serialu i nie zamierzam tego robić po seansie filmowej wersji, bo wydaje mi się, że klimaty tych duch mogą nie współgrać i mogę się czuć zawiedziony wersją "podstawową". Czekam już tylko na to kiedy będę mógł obejrzeć drugą część, bo niestety seans w kinie mnie ominął, czego bardzo żałuję.
Ocena 8/10
"United" (2011)
Ten film obejrzałem z "polecenia" Łukasza K, który w komentarzu pod postem "Top: 10 Filmów sportowych" wspomniał, że film zrobił na nim dobre wrażenie, a że ja lubię filmy o sporcie, nie mogłem tego nie zobaczyć. Film mi się podobał, i mimo iż opowiadał tragiczną historię drużyny Manchesteru United, której większość pierwszego składu zginęła w katastrofie lotniczej w Monachium w 1958 roku, to niósł ze sobą pozytywne emocje i przesłanie, że nigdy nie można się poddać i zawsze trzeba walczyć do końca, bo po tym odróżnia się słabych od silnych i buduję legendę. Do tego rodząca się legenda Bobby'ego Charltona jako oś wydarzeń. Najciekawsze było jednak to, że jeden z aktorów (Dougary Scott) był podobny do mojego profesora z filozofii :D
Ocena 7.5/10
"Podziemny front" (2008)
Zapowiedź tego filmu, podobnie jak "Chloe", zobaczyłem na Filmboxie i podobnie jak ten pierwszy wydał mi się interesujący. Nie zawiodłem się. A przynajmniej zdecydowanie mnie niż na "Chloe". Film opowiadał o walce ruchu oporu w Danii podczas okupacji niemieckiej, a dokładniej o parze dwóch "cyngli" wykonujących wyroki podziemia. Jeden z nich to Płomień, 23 letni rudzielec, który skrupulatnie i z premedytacją wykonuje większość rozkazów. W tej roli bardzo przekonujący Thure Lindhardt. Jego najbliższym przyjacielem i "współpracownikiem" jest Cytryna, małomówny mąż i ojciec. W niego bardzo dobrze wciela się Mads Mikkelsen. Film opowiada prawdziwą historię, więc jest dość przekonujący i nie ma dziur, jak to bywa przy zmyślonych opowieściach. Klimat jest bardzo gęsty i tajemniczy, choć całość ogląda się bardzo dobrze. Cały film zdecydowanie różni się od tego co o podobnych tematach opowiadają polscy czy też amerykańscy twórcy. Jest dość specyficzny, ale przez to chyba bardziej prawdziwy.
Ocena 7/10
"Serenity" (2005)
Jako ostatni i najgorszy z tego zestawienia był mój żelazny faworyt po seansie tych kilkunastu odcinków serialu "Firefly", bo jest to jego pełnometrażowe domknięcie, po kasacji serialu już w pierwszym sezonie. Sam film jednak mnie zawiódł. Klimat i bohaterowie byli dokładnie ci sami i za to jest głównie ocena, ale już sama historia, czyli wyjaśnienie wątków River, która jakby nie patrzeć była osią wydarzeń, a wszystko co działo się wokół niej miało prędzej czy później doprowadzić do wyjaśnienia jej historii, mnie po prostu nudzi i nieciekawi. Sama jej postać jest słaba i może stąd moja reakcja. Mimo wszystko fajnie było zobaczyć załogę mojego ulubionego statku gwiezdnego jeszcze raz w innej odsłonie.
Ocena 6/10
Kolejna odsłona moich poszukiwań "dobrego filmu" tym razem zakończyła się sukcesem. Oby tak dalej! :)