Czy słyszeliście może o nowym urządzeniu, które nosi nazwę Google Glass? Ja dowiedziałem się o nim z artykułu w dzisiejszej "Rzepie". Ten produkt, który ma wejść na rynek pod koniec tego albo na początku przyszłego roku (i będzie kosztował ok. 1500$), już wzbudza wiele kontrowersji i sprzeciwów. Dlaczego? Chodzi o naruszanie ludzkiej prywatności.
Google Glass to okulary, które mają ciągły dostęp do internetu, mogą wyświetlać tuż przed oczami użytkowników przeróżne informacje takie jak pocztę z kont gmail, cogodzinne podsumowania najważniejszych informacji "New York Timesa", pogodę, mapy, nawigację i wiele innych, ale co najważniejsze mogą rejestrować obraz i dźwięk bez wiedzy nagrywanego i w kilka chwil umieszczać wszystko w sieci. Świetne prawda?! Ale czy tak do końca?
W stanach już pojawiły się głosy sprzeciwu i niektóre restauracje i kawiarnie zabraniają wstępu ludziom noszącym Google Glass. Jak twierdzą właściciele tych miejsc, chodzi im o zachowanie prywatności ich gości (choć w większości sami mają całodobowy system monitoringu video rejestrujący gości - kolejny amerykański absurd, ale miejmy nadzieję, że nie umieszczają filmików w sieci, tylko rejestrują je dla bezpieczeństwa swojego i klientów).
Google, kiedyś takie spokojne, mające praktycznie tylko wyszukiwarkę internetowa w swoim arsenale, zaczyna wyrastać na coraz większego giganta w świecie internetowych technologii i gadżetów. W świecie, w którym coraz trudniej zachować anonimowość i nie być "śledzonym na każdym kroku przez nasze smartfony, banki, strony internetowy i kamery przemysłowe". Zastanawiam się czy potrzebny jest kolejny sprzęt jeszcze nam to potęgujący i ułatwiający?
Ale tutaj chodzi o śledzenie nas przez kogoś obcego. A co zrobić jeśli sami umieszczamy swoje wypowiedzi, zdjęcia czy też filmy w sieci? Czy nie boimy się, że mogą nam kiedyś zaszkodzić? Zrujnować nasze życie, karierę zawodowa, czy nawet do niej nie dopuścić? Z badań różnych uniwersytetów amerykańskich wynika, że się boimy. Wynika to także z faktu coraz większej popularności aplikacji takich jak Snapchat. A co to za aplikacja? Nie różni się prawie niczym od wszystkich innych appek do wysyłania zdjęć. Ma jednak jedną istotną cechę. Pozwala wysyłać zdjęcia do swoich znajomych bez obawy, że te mogą się później na nas "zemścić". Dlaczego? Zdjęcia te znikają z urządzeń naszych przyjaciół po 10 sekundach od wysłania. A o każdej próbie zrobienia "wrzutu ekranu" wysyłane jest ostrzeżenie do wysyłającego. Aplikacja jest bardzo popularna wśród młodzieży. Jest dostępna za darmo w App Store i w lutym osiągnęła drugi rezultat na iPhona w kategorii wysyłania zdjęć i filmów, ustępując jedynie Youtube.
Jest jednak jeszcze inna aplikacja mająca podobne zastosowanie jak Snapchat - Wickr. Ona także umożliwia wysyłanie plików z "data ważności". Została wprowadzona do obiegu latem 2012 roku i, w przeciwieństwie do Snapchata, którym zainteresowali się głównie młodzi ludzie, zyskała popularność wśród celebrytów, koronowanych głów, biznesmenów, profesorów, doktorów, adwokatów...jednym słowem wśród elity.
Pomysł wydaje się bardzo ciekawy i coraz więcej ludzi opowiada się za tym aby mieć stały wpływ na to co dzieje się z materiałami umieszczanymi przez nich w sieci. A przede wszystkim mieć stałą możliwość wykasowania ich w każdej chwili. Ja nie mam konta na Facebooku, nie mam konta na Naszejklasie, nie mam konta nigdzie...oprócz banku. I jestem bardzo mocno anty w stosunku do całego szału jaki wytworzył się wokół tych idiotycznych portali społecznościowych, ale uważam, że jeśli już chciałbym się dzielić moimi zdjęciami i filmami ze znajomymi, to wolałbym żeby znikały tuż po odtworzeniu/otwarciu i zapadały w pamięć moich bliskich, a nie zostawały na serwerze albo dysku twardym. Dałoby mi to większą pewność o moje cyber bezpieczeństwo.
A jakie są wasze zdania na ten temat? Jesteście za, a może przeciw takim gadżetom jak Google Glass? I czy korzystalibyście, a może już korzystacie z aplikacji takich jak Snapchat? I czy boicie się o swoje "cyber bezpieczeństwo"? Zapraszam do dyskusji.
Tekst napisany na podstawie dwóch artykułów z "Rzeczpospolitej" i dodatku do tejże z dnia 27.03.2013 r.