Dziś trzecie i, jak podejrzewam w najbliższym czasie, ostatnie spotkanie z twórczością Philipa Kerra, czyli Niemieckie requiem będące częścią zamykającą tzw. Czarną berlińską trylogię z Bernardem Guntherem na pierwszym planie. I choć została ona napisana mniej więcej w tym samym czasie i zaliczana jest do wspomnianego cyklu, to jednak książka ta dość mocno odbiega od poprzednich dwóch. I to na wiele sposobów. Po więcej informacji zapraszam do dalszej części recenzji!
Tak jak już wspomniałem książka ta różni się od pozostałych. Może niekoniecznie strukturą, ponieważ mamy tutaj znów prywatnego detektywa rozwiązującego zagadkę śmierci amerykańskiego kapitana, o którą oskarżony jest dawny współpracownik Gunthera, jednak już czas i miejsce akcji zdecydowanie odbiegają od dwóch pierwszych. Najważniejszą zmianą jest umiejscowienie perypetii głównego bohatera dziesięć lat po wydarzeniach z Bladego przestępcy, czyli już po wojnie w roku 1948, co diametralnie zmienia perspektywę postrzegania niemieckiego detektywa, a nawet Niemca w ogóle. I choć my znamy jego biografię i wiemy, że jest "dobrym Niemcem", to jednak przynależność do niedawnej rasy parów panów, a także członkostwo - krótkie, bo krótkie, ale zawsze - w strukturach SS sprawiają, że określenie Ty szwabie! jest najmniejszą obelgą na jaką Gunther może liczyć. Drugą sprawą jest zmiana miejsca akcji z Berlina na Wiedeń, co również dziwnie brzmi w połączeniu z nazwą całości (Berlin Nior). Jednak to nie wszystkie różnice.
Książka ta, oprócz wymienionych różnic odbiega od dwóch poprzednich również pod względem poprowadzenia akcji i jakości zaserwowanej czytelnikom intrygi. Cała zagadka trochę nie trzyma się kupy, a końcowe wyjaśnienie jest jak dla mnie zbyt wydumane, choć na pewno ciekawe i gdyby tylko było lepiej rozpisane... Mamy tutaj bowiem do czynienie z fingowanymi zgonami wysokich funkcjonariuszy SS oraz innych zbrodniarzy wojennych, którzy po wojnie byli wykorzystywanie przez wywiady "sojuszniczych" armii ZSRR i USA. Co oczywiście było autentycznym podejrzeniem, do tej pory nie do końca wyjaśnionym (chodzi tutaj o postać Heinricha Mullera - szefa Gestapo). Pomysł naprawdę interesujący, ale wykonanie dość przeciętne. I choć naszemu bohaterowi - bądź co bądź prawie przymierającemu głodem w powojennych czasach - nie braknie temperamentu, odwagi i cynizmu, to jednak jego perypetie nie są już tak wciągające jak poprzednie przygody.
Podsumowując, wydaje mi się, że autor postąpił ciekawie przenosząc akcję w czasy powojenne, ale trochę za wcześnie. Berlin Noir mógł dokończyć w tych realiach, w którym zaczął. Taki przeskok czasowy i geograficzny trochę burzy klimat całości, a zważywszy na to, że 15 lat później powrócił do tej postaci, to tę historię mógł zachować do późniejszych przygód Gunthera. Mimo wszystko jednak, Niemieckie requiem wciąż pozostaje solidnym kryminałem z dobrze zarysowanymi postaciami i znośną intrygą.
Moja ocena 6-/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz