Spotlight to kolejny po Moście szpiegów i The Big Short film bazujący na prawdziwych wydarzeniach. Tym razem przedstawia on dziennikarskie śledztwo prowadzone przez dziennikarzy gazety "The Boston Globe" w sprawie trwającej latami afery molestowania dzieci przez tamtejszych księży. Jest to ciekawa produkcja bez technicznych i efekciarskich fajerwerków, której największymi atutami są wciągająca fabuła i dobre kreacje aktorskie.
Struktura tego filmu jest bardzo podobna do Wszystkich ludzi prezydenta opowiadającego o dziennikarskim śledztwie dwóch reporterów "The Waszyngton Post" dotyczącym afery Watergate. Tutaj sprawa wygląda bardzo podobnie. Również mamy dziennikarzy prowadzących własne dochodzenie. Nie jest w nią jednak zamieszany rząd Stanów Zjednoczonych, a instytucja o wiele od niej potężniejsza, czyli kościół katolicki. Wszystko zaczyna się w momencie, kiedy do gazety zostaje oddelegowany nowy wydawca (chyba) Marty Baron (Liev Schreiber), który zleca specjalnej grupie reporterów "The Boston Globe" o nazwie Spotlight bliższe przyjrzenie się sprawie molestowania dzieci przez księży. Dziennikarzom (są nimi stanowczy i mający wiele znajomości szef komórki Walter "Robby" Robinson - Michael Keaton, doświadczony stary wyjadacz Matt Carroll - Brian d'Arcy James; nieustępliwy, choć szalenie wkurwiający Mike Rezendes - Mark Ruffalo oraz młoda i zdeterminowana Sacha Pfeiffer - Rachel McAdams) udaje się dotrzeć do informacji, potwierdzających, że ten incydent ciągnie się już od przeszło kilkunastu lat i jest skrupulatnie i profesjonalnie bagatelizowany oraz zamiatany pod dywan przez miejscowych hierarchów kościelnych, na czele których stoi kardynał Law (Len Cariou). Z pomocą ekscentrycznego prawnika reprezentującego poszkodowanych - Mitchella Garabediana (Stanley Tucci) oraz Phila Saviano (Neal Huff) - organizatora grupy wsparcia dla osób molestowanych, a także kilku jej członków, dziennikarze kawałek po kawałku odkrywają wielką, kontrowersyjną aferę.
Reżyser i współscenarzysta Tom McCarthy (drugim scenarzystą jest Josh Singer) dość zręcznie radzi sobie z tym drażliwym choć niestety powszechnym tematem. Tym bardziej jest to godne pochwały biorąc pod uwagę miejsce akcji, czyli katolicki Boston (w filmie pada stwierdzenie, że 53% społeczeństwa jest właśnie tego wyznania, a jak na USA to całkiem sporo, ponieważ drugim takim stanem poza Massachusetts, w którym liczba wyznawców kościoła rzymskokatolickiego przekracza 50% jest jedynie Nowy Meksyk; w pozostałych ten odsetek jest zdecydowanie mniejszy). Film nie epatuje wrogością do instytucji kościoła katolickiego, nie linczuje księży. Pokazuje natomiast, w bardzo stonowany, acz wyraźny sposób, problem, od którego jedna połowa społeczeństwa odwraca wzrok a druga nie chce w niego uwierzyć. W filmie nie brakuje też próby wyjaśnienia, że nie są to pojedyncze przypadki, lecz zaburzenie występujące u bardzo wielu ludzi wykonujących tę profesję (co potwierdzają wieloletnie badania naukowe w pewnym stopniu przytoczone w filmie).
Osobiście bardzo lubię tego typu fabuły, więc nie będzie zapewne zaskoczeniem fakt, że również i ta przypadła mi do gustu. Jest dobrze zrealizowana. Akcja wciąga niemal od pierwszych minut. Aktorzy, poza Markiem Ruffalo, którego nie cierpię, a tutaj przechodzi wszelkie możliwe granice wkurwiania, radzą sobie naprawdę dobrze (z każdą rolą coraz bardziej przekonuję się do McAdams). Film w przystępny sposób (w przeciwieństwie do The Big Short) przedstawia poważny problem, który przez wiele lat był bardzo umiejętnie tuszowany. Wszystkie te czynniki sprawiają, że jestem zadowolony z seansu i nie pozostaje mi nic innego jak polecić tę produkcję.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz