poniedziałek, 4 kwietnia 2016

[159] Film: "Batman vs Superman. Dawn of Justice / Batman v Superman: Świt sprawiedliwości" (2016)



Idąc do kina na Batek kontra Supcio trzeba wiedzieć czego się spodziewać, bo inaczej może się okazać, że wyrzuciło się kasę w błoto. Ja nie wiedziałem do końca co z tego filmu będzie. Skonfrontowanie zawsze mrocznych, choć często również dość mocno przerysowanych i często groteskowyych fabuł batmanowskich, z wiecznie patetycznymi, ugłaskanymi i jedynie słusznymi filmami o człowieku ze stali, zapowiadało ciekawe kinowe przeżycia. Niestety, film wziął to co najgorsze z dwóch serii i jedyne co nam oferuje, to powoli i bez żadnego klimatu, aplikowaną przez pierwsze dwie godziny nudę zwieńczoną jedną wielką rozpierduchą w odcieniach "glut z kosmosu".


Tak więc, (wiem, nie rozpoczyna się zdania od "tak więc" :P) moi kochani, jeśli spodziewacie się blockbustera z prawdziwego zdarzenia, to... hmm... się zawiedziecie. Jeśli natomiast spodziewacie się ciekawego, mrocznego, pełnego pogłębionych charakterologicznie postaci jaki znaliście z dwóch ostatnich filmów o Batmanie, to... hmmm... również możecie sobie darować wycieczkę do kina. Zapytacie teraz pewnie o czym, w jakiej konwencji i dla kogo jest ten film? Moja odpowiedź na każde z tych pytań jest taka sama. On jest N U D N Y! I to chyba wszystko co chciałbym o nim napisać.


No dobra, żartowałem. Jeszcze kilka słów o samych aktorach, ponieważ mamy tutaj zmianę wizerunkową w postaci nowego odtwórcy tego no, jak mu tam kurwa było...o! Bruce'a Wanye'a. Tym razem Batmanem jest Ben Affleck i muszę przyznać, że ta zmiana mnie zaskoczyła, ponieważ mimo głupich reklam Turkish Airlines z nim w roli głównej zapraszających na wycieczkę do Gotham, prawie do dnia premiery nie miałem pojęcia o jego angażu do tej roli. Jak wyszło? Większość powie, że się nie nadaje, ja powiem, że nie było źle. Nie porwał jakoś specjalnie swoją rolą, ale był na tyle dobry, że nie mam mu nic do zarzucenia. No i fajnie się wyrzeźbił do tego filmu, co dość dobrze widać podczas scen przygotowań do konfrontacji z Supciem, kiedy bawi się w hardcorowy cross fit.


O Henrym Cavillu ponownie wcielającym się w postać gościa w czerwonej pelerynce nie mogę powiedzieć za wiele, ponad to, że jest nudny jak na prawdziwego Supermana przystało. Jest natomiast coś, co mi się nie podobało w obsadzie, i nie chodzi mi tutaj o wiecznie nie potrzebną Amy Adams, która jest głupsza niż reklama proszku do prania. Nie, mam tutaj na myśli Jeremy'ego Ironsa w roli Alfreda - lokaja/pomagiera Brucea Wanyea. Nosz kurwa..., ale to był castingowy strzał w kolano. Zupełnie nie. Całkowicie. Po prostu jedno wielkie N I E E E !


Są jednak pozytywne zaskoczenia. Takim być może rola Jessego Eisenberga wcielającego się w postać Lexa Luthora - odwiecznego wroga Supermana. W sumie psychola jest zagrać najłatwiej, ale mimo wszystko jego kreacja była przynajmniej jakaś. Zauważalna, ekspresyjna. Czego nie można powiedzieć o większości postaci. No i na zakończenie ona. A może powonieniem powiedzieć ONA? Chodzi mi oczywiście o Wonder Woman. Piękna dziewczyna (Gal Gadot, znana szerzej z serii filmów F&F), która jest wisienką na dość mdłym torcie. Jej wątek został jedynie zaznaczony i liczę na to, że ta postać doczeka się swojej własnej produkcji.


Cóż więcej można powiedzieć o najnowszym hicie ze stajni DC? Chyba tylko to, że Marvel robi zdecydowanie lepsze filmy.

Moja ocena: 4/10
Ocena Ulinki: 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...