Udało się cało i zdrowo wrócić z wakacyjnego wypoczynku, wiec pora uzupełnić zaległości na moim ulubionym kawałku internetowego "poletka". A że w trakcie tych chwil leniuchowania, oprócz odwiedzenia fascynującego iwentu jakim niewątpliwie był pierwszy w Polsce Festiwal Whisky w Jastrzębiej Górze (z którego relacja już wkrótce), udało mi się także obejrzeć kilka filmideł, więc pora na kolejny Filmowy Flesh. Tym razem #14.
"Opiekun /Schutzengel" (2012)
Nie pamiętam już jaka kolejność obowiązywała ostatnim razem, więc teraz zacznę od filmu najciekawszego z tego zestawu ;] A jest nim niewątpliwie "Opiekun", czyli prawie autorski twór Tila Schweiger, którego był reżyserem, scenarzystą, producentem, pierwszoplanowym aktorem i także na swoją ekranową podopieczną wybrał własną córkę. Historia nie jest może jakoś nad wyraz oryginalna, ale opowiedziana jest bardzo dynamicznie i potrafi zaciekawić i wciągnąć. Max Fischer (Til) jest policjantem, byłym komandosem. Pod jego opiekę trafia bardzo ważny świadek, na którego poluje bardzo wpływowy biznesmen-handlarz bronią. Nina (Luna Schweiger) była świadkiem zabójstwa a gdyby nie nasz dzielny Max była by też ofiarą tegoż procederu, ponieważ w szeregach stróżów prawa jest kret i "melina", w której przechowywali Ninę staje się miejscem krwawej łaźni, z której nasz dzielny opiekun jedynie cudem wyprowadza swoją podopieczną. Później jest dużo strzelania, trochę romantyzmu (na horyzoncie pojawia się była dziewczyna Max, która może być ich jedyną szansą na przetrwanie) i wiele męskiej przyjaźni :D (ale nie takiej od "facetów w rurkach"). Film swoją drogą jest poświęcony pamięci Martina Augustyniaka, który poświęcił życie aby ratować przyjaciół, a także wszystkim żołnierzom, który oddali swe życie na polu walki. Jedynym rozczarowaniem może być troszkę zbyt cukierkowe zakończenie, ale można je wybaczyć. Film naprawdę fajny, ciekawie zmontowany, z dobrze zmontowanymi scenami strzelanin. Polecam jako odskocznie od amerykańskich produkcyjniaków.
Moja ocena 7/10
Tak, to było debilne doświadczenie, ale z racji tego, że byłem w nastroju akurat na ordynarnie głupią komedię - "Millerowie" sprawdzili się idealnie. Telegraficzny skrót fabuły: drobny dealer, striptizerka, kretyn i bezdomna wyjeżdżają razem do Meksyku jako przykładna caravaningowa rodzina po górę marihuany. Oczywiście nie wszystko idzie po ich myśli, a masa absurdalnych przypadków i zbiegów okoliczności może przyprawić o zawrót głowy. Chamskie teksty, głupi humor sytuacyjny i paradoksalność niektórych sytuacji tworzy bardzo wybuchową mieszankę. Całość była w miarę spoks, a tak wysoka ocena za pośladki Jennifer Aniston i akcję z utworem The Rembrandts - I'll Be There For You naprawdę urocza.
Moja ocena 6/10
Ok, napiszę tylko kilka zdań, bo nie chcę się uzewnętrzniać zważywszy na to, że pewnie i tak mam zupełnie odmienne zdanie niż większość. Film zupełnie zawiódł moje oczekiwania. Liczyłem na świetną kosmiczną zabawę a dostałem gniota z bardzo wybujałą i do pewnego momentu zupełnie niejasną fabułą, beznadziejną grą aktorską i co najważniejsze beznadziejnymi bohaterami. Ani tańczący Star Lord, ani zielona Gamora, ani wkurwiający Szop Cekaemista, a już tym bardziej gadające drzewo lub półgłówek MMAowiec do mnie nie przemówili. Super klasyki muzyczne lat 70tych też nie były tak rewelacyjne jak wszyscy mówili. Ot, 2 godziny które można było skonsumować zdecydowanie lepiej.
Moja ocena 5/10
No cóż, niestety poziom polskiej kinematografii rozrywkowej wciąż trzyma... poziom. Żałośnie niski poziom. Po raz kolejny Adamczyk potwierdził w moich oczach to, że go nienawidzę, Opania nigdy dotychczas mnie nie olśnił i po raz kolejny był przeciętny na wskroś, a ten mały ostatni, co go nawet nie znam z nazwiska był chyba najśmieszniejszy, ale cały swój wizerunek zbudował w oparciu o jeden żart z żoną Jadzią i kilka ślamazarnych gestów. Ale być może ktoś jeszcze nie wie o czym to jest, więc dwa zdania streszczenia: Trzech kolesi z roboty w wyniku redukcji zostaje wywalonych na bruk. Jeden z nich z racji chęci wyjazdu za chlebem z kraju postanawia przepierniczyć całą odprawę wraz z przyjaciółmi. W tym celu wyjeżdżają na balety do Warszawy. W drodze powrotnej in the middle of nowhere w ich wypożyczonym Porsche kończy się benzyna. Ta sytuacja powoduje, że władze miasta biorą ich za oczekiwanych zagranicznych inwestorów. Później robi się już bardzo sztampowy romans, który oczywiście kończy się pełnym Happy Endem. Film bardzo słaby, na granicy możliwości dotrwania do końca seansu. Zalecam w trakcie oglądania wspomaganie się jakimś alkoholem, może być pomocny do przetrwania.
Moja ocena 2/10