niedziela, 19 października 2014

[108] "Gniew" - Zygmunt Miłoszewski (2014)

Powiem szczerze, że jestem tak zły na Miłoszewskiego i rozczarowany jego najnowszą książką, że nawet nie chce mi się jej recenzować. Ale jest to ostatni tom trylogii przygód prokuratora Teodora Szackiego, którego akcja rozgrywa się w moim rodzimym mieście (sic!), więc chciał nie chciał, zapraszam do lektury.

A skąd te rozczarowanie, skoro książka utrzymuje solidny pułap 7 na 10 oczek w większości rankingów i recenzji? Ano stąd, że w taki sposób nie kończy się książek. Tak, chodzi mi o samą końcówkę. O ostatnie kilka stron, jeśli chcemy to uściślić naprawdę precyzyjnie.

Ale od początku. Pierwsze kilka akapitów, kiedy Szacki bardzo trafnie i niezwykle niepochlebnie dla władz mojego rodzinnego miasta komentował naszą infrastrukturę komunikacyjną, bezapelacyjnie wywołało szeroki uśmiech na mojej twarzy. Wiem o czym pisał, bo żyje i próbuję się przemieszczać po tym wiecznym pobojowisku już od dobrych paru lat. A fakt, że pierwsza lokalizacja w jakiej spotykamy się w smutnym jesiennym Olsztynie, była dokładnie na przeciwko mojego mieszkania, zupełnie mnie rozczuliła. 
Jednak chwalenie kogoś tylko za to, że osadził akcję w jego rodzinnym mieście, to trochę mało, choć muszę przyznać, że coś takiego się do tej pory nie zdarzało i może dlatego zrobiło na mnie tak ogromne wrażenie i sprawiło taką przyjemność. Bardzo ciekawym uczuciem było pierwszy raz w życiu dokładnie wiedzieć, gdzie jest główny bohater, o jakich miejscach mówi i jakie widzi, po jakich ulicach chadza, jaką architekturę miejsc, wnętrza urzędów, szpitali, knajp ogląda, po jakich parkach, skwerkach, lasach chadza.

Pomijając jednak topografię miejsca, która mi się bardzo spodobała, a także idealnie uchwycony mały patriotyzm ludzi go zamieszkujących, cała reszta była już naprawdę słaba. Nad wyraz wydumana zagadka, choć Miłoszewski od zawsze słynął z nieszablonowych zbrodni, tym razem przerosłą chyba całą tą książkę. Dodatkowo zabrakło mi tego ludzkiego aspektu, tych nudnych dla większości spraw z życia osobistego (one oczywiście były, ale jakieś takie dziwnie, jakby na siłę i nienaturalne
doklejone).

Niektórzy twierdzą, że była to również najmroczniejsza ze wszystkich dotychczasowych części przygód prokuratora Szackiego. Taka w skandynawskim, Mankellowym stylu. Co do Mankella, to nie wiem, nigdy nie
czytałem. Jeśli chodzi o skandynawski styl, to mógłbym znaleźć delikatne nawiązania do Millennium Larssona. Jednak niezaprzeczalnie jest to najmroczniejsza część cyklu. Takich pokładów okrucieństwa, wyrafinowanych tortur, morderstw i okaleczeń fizycznych, jak i psychicznych do tej pory u niego nie spotkałem.

Jednak nie są to niestety zalety. Przynajmniej dla mnie. Książka niepotrzebnie emanuje mrokiem i czyni z mojego miasta zagłębie psychopatów i XXI-wiecznych inkwizytorów. Nie, moi drodzy, to nie była "fajna" książka. A najgorsze było zakończenie, o którym nie mogę napisać absolutnie nic, żeby nie spamować. A jest dla mnie szalenie tajemnicze i frapujące. Wiem natomiast, że jest mi nieopisanie przykro, że autor zakpił ze swoich wiernych czytelników właśnie w taki sposób. Tak rozwiązując ostatni tom przygód nieustraszonego, białowłosego herosa Temidy - Teodora Szackiego. Wstyd Panie Miłoszewski.

Moja ocena 4/10

P.S. Jest jeszcze jedna opcja mojego końcowego oburzenia - może ja czegoś nie rozumiem? Jak ktoś już przeczytał, to, żeby nie spamować, niech pisze na maila jak rozumie samo zakończenie, bo mam kilka hipotez, ale jakoś żadna nie wydaje mi się zbyt mocna, aby przetrwać moją własną kontrargumentację.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...