Ostatnio wiele się mówi o tym co będzie, kiedy zabraknie prądu. Nawet jakiś czas temu (kilkanaście dni?) w ogólnopolskim serwisie informacyjnym widziałem materiał o grupie ludzi, którzy robią sobie obozy przygotowawcze do tego wydarzenia ucząc się na nich jak żyć bez tego bez czego życia sobie nie wyobrażamy - bez prądu. Byli tam także inni, którzy przygotowują się do tego dnia gromadząc zapasy żywności, paliwa do agregatów prądotwórczych (same agregaty również) i pewnie cały arsenał broni palnej i białej (chociaż to ostatnie raczej bardziej rozpowszechnione w kraju za wielką wodą) do mordowania ludzi, którzy wejdą im w drogę w tych trudnych czasach. Taką wizję postanowił stworzyć także Marc Elsberg w swojej książę Blackout. Co z tego wyszło? Zapraszam na recenzję.
Zacznę może od tego, że autor dość solidnie się przygotował do napisania tego liczącego prawie 800 stron tomiszcza. Swój projekt rozpoczął już w 2009 i miał się on wtedy opierać na manipulacji systemami SCADA w elektrowniach. Ta wizja wydawała się mało realna, a wręcz niemożliwa nawet dla fachowców w tej dziedzinie aż do odkrycia Stuxneta. Podobnie było z niebezpieczeństwami jakie niosą ze sobą systemy chłodzenia elektrowni jądrowych aż do wypadku w Fukushimie. W tym momencie autor zaczął się niepokoić czy rzeczywistość nie przypadkiem nie chce konkurować z jego wyobraźnią. A tę, muszę przyznać ma mocno rozwiniętą, ponieważ wizja jaką kreuje w swojej książce nie jest dla nas zbyt optymistyczna.
I teraz pytanie: czy ja mam Wam zdradzać zarys fabuły? Myślę, że będzie to trudne, bo nie obejdzie się bez spojlerów. Napiszę więc tylko tyle, że w pewnym momencie pół Europy traci prąd. My natomiast już w pierwszy rozdziale (których jest ponad 200!) poznajemy Pierra Manzano, włoskiego speca od IT (a w przeszłości hakera), który jako pierwszy zrozumie co jest przyczyną tych niedostatków energii i wraz z kilkorgiem innych bohaterów będzie musiał rozwiązać tę zagadkę. W czasie 14 dni podstawowej akcji (później autor opisuje nam jeszcze dzień 19 i 23 od chwili "wyciągnięcia wtyczki") dojdzie na terenie całej Europy a także Ameryki Północnej do katastrofalnych zniszczeń i nieodwracalnych w skutkach zanieczyszczeń środowiska. Co za tym idzie wizja jaką przygotowuje dla nas Elsberg jest bardziej niż niepokojąca. Tym bardziej, że jest realna aż do bólu.
Jednak to jest przecież powieść. Książka fabularna. Czyli musi mieć fabułę, a nie tylko zapis możliwych tragicznych wypadków. No i z tym już jest zdecydowanie gorzej. Nie wiem za bardzo co na to wpływa, czy zbyt duża ilość wątków, lokalizacji, bohaterów, zdarzeń, wypadków, ataków etc., jednak zupełnie mnie ona nie wciągnęła. Można by powiedzieć, że fabuła sączyła się jak krew z nosa kibica znienawidzonego klubu i tyle samo obchodzą nas losy głównych bohaterów co cierpienie wspomnianego kibola. Traktowałem tę książkę raczej jako "co się stanie, kiedy to się stanie i czy od razu zacząć zabijać sąsiadów czy jeszcze chwilę poczekać" niż trzymający w nadziei thriller katastroficzny. Dodatkowo jej objętość (784 strony!) sprawiała, że - dosłownie i w przenośni - była to ciężka lektura. Autor zbyt dokładnie chciał wygrać każdy rozpoczęty wątek, przez co powieść niesamowicie straciła na dynamice. Zabiegiem mającym to zmienić (czyli przyspieszyć akcję) są krótkie rozdziały, jednak to na nic, skoro każdy z nich to inni bohaterowie i inna lokalizacja (nie tak do końca bo bohaterów i lokalizacji jest określona wcześniej ilość, ale powiedzmy, że rozdział 1 to A, 2B, 3C, 4D, 5E, 6F i dopiero 7 to znów A).
Podsumowując, książka ta jako thriller katastroficzny moim zdaniem zupełnie się nie sprawdziła, nie spełniła moich oczekiwań i jest całkowicie do bani. Nudna, nuda i jeszcze raz nuda. Brak kogoś kogo losy śledziłbym z zapartym tchem lub zastanawiał się kto jest sprawcą tych wydarzeń (choć i ci pojawiają się gdzieś w połowie opowieści, jednak tylko na chwilę). Jest za to bardzo ciekawym i niepokojącym opisem tego co się może stać jeśli (kiedy?) w przyszłości zabraknie prądu i traktowania jako swego rodzaju przewodnik może być nawet zajmująca. Biorąc jednak pod uwagę wszystkie za i przeciw, oczywistym staje się fakt, że ocena końcowa nie może być w tym wypadku zbyt wysoka.
Moja ocena 3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz