Od dziś zaczynam na moim zapomnianym przez świat i ludzi blogu cykl recenzji poświęconych książkom o tej samej lub bardzo podobnej tematyce, a mianowicie niemieckim zbrodniarzom II wojny światowej, a szerzej nazistom i ich działaniom w ostatnich dniach wojny oraz po niej. Pierwszym tytułem, który chciałbym Wam przybliżyć będzie książka Neala Bascomb'a pt.: Wytropić Eichmanna opowiadająca o trwających przeszło 15 lat poszukiwaniach człowieka odpowiedzialnego za "ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej". Jak autor poradził sobie z tym tematem? Zapraszam!
Ostatnimi czasy pojawiło się kilka książek (które również pojawią się w tym zestawieniu) poruszających temat niemieckich zbrodniarzy wojennych, jednak nie w kontekście zasłużonych procesów sądowych lecz przedstawiających ich powojenne, często bezpieczne i przyjemne, życie w krajach oferujących im azyl i schronienie. Mam tutaj głównie na myśli książki Zbiegli naziści Geralda Steinachera oraz Sąsiedzi naziści Erica Lichtblaua. Są to publikacje dość świeże, ponieważ ich premiery miały miejsce kilka miesięcy temu (pierwsza z wymienionych książek) a nawet kilkanaście dni temu (drugi przykład). Ten temat poruszył jednak również Bascomb już kilka lat wcześniej, choć w tym konkretnym przypadku - w przeciwieństwie do ww. książek - jego rozważania, dochodzenia, spekulacje są poświęcone nie wielu przypadkom lecz jednemu człowiekowi, Adolfowi Eichmannowi właśnie.
Bascomb w tej liczącej 400 stron książce stara się jak najdokładniej przedstawić sylwetkę, a także rys charakterologiczny oraz ostatnie dni wojny, jak i późniejszą piętnastoletnią ucieczkę Adolfa Eichmanna przed sprawiedliwym osądem jego wojennych zbrodni do którego doszło w 1961 roku w Izraelu. Co niektórych może zdziwić portret Eichmanna jaki rysuje nam Bascomb. Nie przedstawia on wcale zwyrodniałego, sadystycznego oprawcy i maniaka. Z opisu wyłania się osoba spokojna, rzetelna, oddana swojej pracy i towarzyszom. Człowiek, który bardzo starał się dokładnie i jak najlepiej wykonywać powierzone mu zadania. A że tym zadaniem było całkowite pozbycie się z terenu Niemiec i krajów przez Niemcy okupowane Żydów, to już całkiem inna sprawa. Z opowieści autora wynika nawet, że Eichmann wcale nie nienawidził Żydów, starał się poznać ich kulturę, religię a nawet nauczyć się hebrajskiego. Ba!, chciał im pomóc znaleźć nowy "dom". No, ale to już nie jego wina, że nikt Żydów nie chciał przygarnąć i w konsekwencji musiał ich wszystkich wymordować. Jednak przecież nie robił tego osobiście. Co to, to nie! On tylko wydawał rozkazy. To inni mordowali, gazowali, głodzili i zmuszali do pracy ponad siły, nie wspominając już o przeprowadzaniu okrutnych testów medycznych w czym brylował dr Mengele (któremu w tej książce również poświęcone zostanie kilka słów). Swoją drogą ten argument będzie się pojawiał podczas procesów najczęściej; w tej albo w przeciwnej formie, czyli "to nie ja, to oni zabijali" lub "to ja, ale to oni mi kazali". Bardzo ciekawa logika, choć w sumie nic innego tym ludziom nie zostało, a każdy kto widział, że za chwile zaciśnie się na jego szyi stryczek starał się ratować, jak tylko mógł.
Ale wróćmy do książki. Bascomb dokładnie rekonstruuje całą drogę Eichmanna i działania jego, jak i wszystkich ludzi, którzy pomogli mu w bezpiecznym dotarciu do sprzyjającej w tamtym czasie nazistom Argentyny oraz sprowadzeniu tam jego żony i trójki dzieci. Równie dokładnie opisuje wszystkich ludzi zaangażowanych w wytropienie zbrodniarza i w konsekwencji postawienie go przed izraelskim sądem, a co za tym idzie skazanie na śmierć przez powieszenie.
Nowa okładka "starej" książki. |
Tyle jeśli chodzi o treść. Teraz czas przejść do tego w jaki sposób to jest napisane. A napisane jest dokładnie. Bardzo dokładnie i szczegółowo. I niestety szczegółowo aż do przesady. Jest to moja subiektywna opinia i nie jest ona tożsama z zachwytami nad tą publikacją, ale wydaje mi się, że gdyby autor mniej fabularyzował, odpuścił sobie większość chwytów mających za zadanie nieustanne trzymanie czytelnika w napięciu a więcej uwagi poświęcił samemu procesowi, to książka byłaby, paradoksalnie, dużo ciekawsza. W tej formie w jakiej ją otrzymujemy jest za dużo niepotrzebnych domysłów (generowanych przez zwroty typu: spojrzał ze strachem..., pomyślał o..., etc.; skąd niby autor to wszystko wie? Może z rozmów, ale wątpię żeby miał okazję porozmawiać z Eichmannem). No i ten cały szereg nieprzychylnych zbiegów okoliczności, które co i rusz stawiały powodzenie akcji pod znakiem zapytania. Jak w jakimś kiepskim thrillerze. I nie piszę tego wcale żeby deprecjonować fakty, ale wydaje mi się, że można było sobie i czytelnikom oszczędzić choćby połowy z nich. A przez tę drobiazgowość połączoną z fabularyzowaniem książka jest zbyt obszerna i czytelnik (a bynajmniej ja) w pewnym momencie traci zainteresowanie opowiadają historią. Bo ile można czytać o tym, jak wygląda droga do domu Eichmanna i jak mocno i ciężko pracowali agencji, żeby nauczyć się zakładać bezbłędne chwyt mający na celu unieruchomienie i uciszenie figuranta (nie muszę chyba dodawać, że to i tak nic nie dało, bo przez ZBIEG OKOLICZNOŚCI całą akcja potoczyła się inaczej niż była zaplanowana?).
Jednak mimo tych wad (oczywiście tylko w moim mniemaniu) uważam tę książkę za umiarkowanie zajmującą i na pewno wartą lektury szczególnie przez ludzi zainteresowanych tą tematyką.
Moja ocena - 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz