czwartek, 13 czerwca 2013

[19] Film: Niepokonani / The Way Back (2010)



Droga do wolności

W tym miejscu miałem problem czy opisać ten film w formie tradycyjnej recenzji, czy też zaliczyć go do cyklu "VS" i przeprowadzić porównanie książki z filmem. Jednak zdecydowałem się na recenzję i już wyjaśniam dlaczego. Powód był prosty, film zbyt słabo opiera się na książce, ponieważ jak napisałem poniżej zaczerpnął z niej jedynie sam motyw ucieczki, a dodatkowo wiele rzeczy pozmieniał. Tak więc dziś mam dla Was recenzje.

Film „Niepokonani” (oryginalny tytuł „The Way Back”) opowiada o ucieczce grupy siedmiu więźniów z sowieckiego obozu pracy przymusowej na Syberii niedaleko Jakucka. Główny bohater – Janusz Wiszczek (w tej roli Jim Sturgess, znany między innymi z musicalu „Across the Universe” z 2007, i takich filmów jak „21” i „Kochanice króla” oba z 2008 roku) jest młodym, polskim oficerem zesłanym za szpiegostwo do łagru na 20 lat. W obozie szybko przekonuje się, że nie da się tutaj przeżyć kilku lat, a co dopiero całego zasądzonego wyroku.
 
Janusz Wiszczek - Jim Strugess

W jednej z pierwszych scen po przyjeździe na miejsce młody Polak poznaje Amerykanina – Mister Smith’a (w tej roli Ed Harris, jedna z gwiazd biorących udział w tej produkcji, znany z ról w filmach m.in. „Firma” 1993, „Apollo 13” 1995, „Truman Show” 1998, „Pollock” 2000, „Godziny” 2002), z którego ust słyszy szokujące słowa: 

„Życzliwość… może cię zabić w tym miejscu”. 

W taki sposób rozpoczyna się ich znajomość i zapoznawanie się z obozowymi realiami. Janusz poznaje także innych więźniów, którzy odegrają swoje role w tej historii. Jednym z nich jest Chabarow (w tej roli Mark Strong), aktor, skazany na 10 lat za „złą rolę” – zagrał arystokratę i posądzili go o „dodawanie splendoru szlacheckiemu urodzeniu”. To właśnie on zaszczepia w Polaku myśl o ucieczce. Janusz bierze słowa Chabarowa bardzo poważnie i zaczyna wraz z nim planować całe przedsięwzięcie.  Nie mogąc znieść warunków panujących w obozie i nie chcąc umierać jako człowiek zniewolony Wiszczek, wraz z sześcioma „towarzyszami”, postanawia zbiec. W między czasie gromadzi ekwipunek i „zapasy żywności”. Plan ucieczki kieruje więźniów na południe przez syberyjską tajgę, wyżyny Mongolii, pustynię Gobi, Tybet, Himalaje, aż do brytyjskich Indii – ponad 6000 km. Wśród uczestników „wyprawy” jest trzech Polaków: Janusz – przywódca i lider ucieczki, Kazik (Sebastian Urzędowski) i Tomasz (Alexandru Potocean), a także Łotysz Voss (Gustaf Skarsgard), Jugosłowianin Zoran (Dragos Buruc), Amerykanin Mister Smith i Rosjanin Walka (w tej roli rewelacyjny Collin Farrell znany m.in. z filmów „Telefon” 2002, „Rekrut” 2003, „Alexander” 2004, „Miami Vice” 2006, „Ondine” 2009), jedyny który nie jest „polityczny”, więc niemile widziany w towarzystwie uciekinierów. Walka w obozie nosi miano urka.

Collin Farrell jako Walka dał całkiem niezły popis aktorstwa
Urki to najniebezpieczniejsi, bezmyślnie okrutni więźniowie zsyłani do obozów za przestępstwa kryminalne. Bestialstwo Walki i brak poszanowania dla życia widzimy już w jednej z pierwszych scen w obozie, kiedy to zabija współwięźnia tylko dlatego, że ten nie chciał mu oddać swojego swetra. Walka podsłuchuje rozmowę Janusza z Charabowem na temat ucieczki, a że ma duży dług wobec „szefów” obozu – innych Urków, wyżej postawionych w hierarchii, którym strażnicy pozwalają sprawować kontrolę nad pracującymi więźniami „politycznymi”, co sprawia, że są praktycznie bezkarni – postanawia uciec z nimi. Jego jedynym, ale poważnym, atutem jest to, że posiada nóż. Charabow natomiast, rezygnuje z ucieczki sparaliżowany strachem. Więźniowie uciekają podczas zamieci śnieżnej, która jak twierdzi Janusz jest ich wielkim sprzymierzeńcem, ponieważ zatrze ślady pozostawione przez nich na śniegu. 

Irena - Saoirse Ronan
Po drodze, na swoim szlaku, spotykają jeszcze jednego towarzysza - kobietę o imieniu Irena – Polkę, która uciekła z kołchozu. Po wielu rozmowach członków drużyny oraz początkowej jawnej niechęci Smitha wobec niej, dziewczyna zostaje wreszcie zaakceptowana przez grupę i wędruje wraz z nią. Jednak, jak się okazuje już po kilku dniach ich zadanie jest prawie niemożliwe do wykonania. Szybko przypominają sobie słowa komendanta obozu wypowiedziane tuż po przekroczeniu bram obozu:

„Wrogowie ludu! Rozejrzyjcie się! I zrozumcie, że waszym więzieniem nie są nasze karabiny i psy, strażnice i drut kolczasty. Waszym więzieniem jest Sybir. I jego 13 milionów kilometrów kwadratowych terenu. Waszym strażnikiem jest bezlitosna przyroda. I jeśli ona was nie zabije, zrobią to miejscowi ludzie. Oni dostają nagrodę za każdego złapanego zbiega”. 

Ich przeciwnikiem jest także brak odpowiednich ubrań, narzędzi, jedzenia a nawet wody. Mają za to do przebycia ogromne ilości kilometrów i po mimo ogromnej determinacji oraz hartu ducha, wytrzymałości fizycznej i woli przetrwania nie wszystkim uda się dotrzeć do celu. Jednak jak słyszymy z ust Janusza po śmierci pierwszego towarzysza, najważniejsze jest to, że: 

„Przynajmniej umarł jako wolny człowiek”. 

Tak oto przedstawia się zarys fabuły już dość "wiekowego" filmu Petera Weira, jednego z bardziej znanych hollywoodzkich twórców filmowych, który na swoim koncie ma takie filmy jak m.in.: „Piknik pod wiszącą skałą” 1975, „Stowarzyszenie Umarłych Poetów” 1989, „Truman Show” 1998, „Pan i władca: Na krańcu świata” 2003. Weir wspólnie z Keithem R. Clarkem był także twórcą scenariusza do obrazu inspirowanego przeżyciami Sławomira Rawicza zawartymi w książce „Długi marsz”. Książka, wydana w Londynie w 1956 r., stała się wielkim bestsellerem na świecie. Przetłumaczono ją na 25 języków i sprzedano w ponad dwudziestopięciomilionowym nakładzie. W filmie pojawia się tylko główny wątek ucieczki i bohaterowie, jednak ich imiona są już zmienione (w filmie tylko Amerykanin - Mister Smith - zachował książkowe imię). Weir, dla lepszego oddania trudności z jakimi zmagali się uciekinierzy, podobne „piekło”, w obozie przetrwania prowadzonym przez Cyrila Delafosse-Guiramanda, zorganizował swoim aktorom. Chciał aby na własnej skórze poczuli choć w ułamku to, co każdego dnia marszu czuli bohaterowie, o których opowiada ta historia.  

Ed Harris jak Mr Smith


 Weir jest znany z zamiłowania do przedstawiania w swoich filmach zmian psychicznych jakie zachodzą w ludziach zmuszonych do konfrontacji z ekstremalnymi warunkami naturalnymi i nietypową sytuacją, w której się znaleźli (np. w filmie „Pan i Władca na krańcu świata”). Tutaj także mamy ludzi, których los zmusił do radzenia sobie z wycieńczeniem, bólem, rozpaczą, brakiem nadziei na dojście do celu. Drugą ważną sprawą jest też próba pokazania jak zamknięci w sobie więźniowie, którzy od mementu aresztowania budują wokół siebie psychiczną barierę odgradzając się od wszystkiego co ich otacza, w obliczu tak trudnej przeprawy muszą się otworzyć na innych. 
Piękne kadry, to jeden z atutów tej produkcji
Mocną stroną filmu są zdjęcia Russella Boyda, które powstawały w Darjeeling w Indiach, Erfoud i Ouarzazate w Maroko, Sofii i Vakarel w Bułgarii oraz Sydney w Australii. Spotkanie Weira i Boyda na planie nie było ich „pierwszym razem”, pracowali już wspólnie nad filmami: „Piknik pod wiszącą skałą”, „Gallipolli” i „Pani i władca: Na krańcu świata”. Za ten ostatni, Boyd został uhonorowany m. in. Oscarem w 2003 r. Kolejnym atutem filmu jest muzyka Burkharda von Daliwitza, który także współpracował już z Weirem przy obrazie „Truman Show”. Ścieżka dźwiękowa dobrze wpisuje się w całokształt, nie zaburzając go i uwydatniając swoim brzmieniem kluczowe sceny filmu.
 

Film ten powstał w polskiej koprodukcji. Można to zauważyć na początku i na końcu kiedy to na ekranie wyświetlają się napisy przybliżające polską, ale i nie tylko, historię wojennych losów a później komunizmu. Warto także nadmienić, że konsultantem historycznym w filmie była Anna Appelbaum – amerykańska pisarka i dziennikarka, pisząca m.in. dla „Washington Post” – zdobywczyni nagrody Pulitzera w 2004 roku za książkę „Gułag”, która prywatnie jest żoną Radosława Sikorskiego. 

Jednym z kilku mankamentów tego filmu jest to, że wszyscy „mieszkańcy” łagru, ale nie tylko oni, znają angielski. Nie ważne czy są to Polacy, Rosjanie, Łotysze czy Jugosłowianie, Tybetańczycy czy Mongołowie. Ja rozumiem, że ten film jest robiony głównie na Amerykę, a później na resztę świata, bo tam przyniesie największe zyski. Rozumiem też, że większość społeczeństwa amerykańskiego zna tylko język angielski i nie lubi czytać napisów. Jednak autorzy filmu mogli chociaż odrobinę bardziej zadbać o realizm. Bo tak naprawdę oprócz początkowych scen, gdzie aktorzy mówią po polsku (!) i po rosyjsku, i jakichś późniejszych przekleństw, zawołań czy równoważników zdań nie napotykamy praktycznie na inne języki niż angielski. W konsternacje wprawiła mnie scena, w której poznana na szlaku dziewczyna – Irena, jest bliska śmierci z wycieńczenia, jednak cały czas powtarza jak się nazywa. Życiowe losy kazały jej się wyzbyć prawdziwego nazwiska a chce je pamiętać. Powtarza więc „My name is Irena Zielińska… my name is Irena Zielińska”. Wydaje mi się, że jeśli ktoś jest polakiem, maszeruje wśród kilku polaków i do tego jest bliski śmierci to nie sili się na mówienie w obcym języku[1]. Nigdy jednak nie byłem w takiej sytuacji, i być może moja krytyka wynika z niewiedzy. Jednak druga sytuacja już całkiem psuje obraz filmu. Uciekinierzy napotykają w Tybecie na grupkę pasterzy owiec. Ci zapraszają ich do domu aby ich nakarmić i pozwolić wypocząć. Jednak kiedy jeden z Tybetańczyków się odzywa z jego ust wypływa płynna, poprawna gramatycznie angielszczyzna prawie bez akcentu (!). Wydaje mi się to niesłychane, nawet pomimo tego, że Tybetańscy mnisi to bardzo wykształceni ludzie. Mamy jednak rok 1941, nie wydaje mi się, żeby znajomość angielskiego była czymś powszechnym w tamtych rejonach świata. No ale tak jak już pisałem, to niezrozumienie może wynikać z mojej niewiedzy. Jednak po przeczytaniu książki „Długi marsz” przed pójściem na seans (co teraz wydaje się błędem, bo zaburza mój odbiór filmu) mam pewien obraz tamtej sytuacji, czasów i okoliczności w jakich znajdują się bohaterowie tej produkcji. Autor nie wspomina o tym, żeby ktokolwiek poza Amerykaninem Smithem posługiwał się angielskim. Dopiero spotkani na końcu podróży brytyjscy żołnierze w Indiach, ale to oczywiste.

Na niekorzyść tego filmu wpływa także brak pokazania jakichkolwiek technik przetrwania. Nie ma żadnych survivalowych akcentów w tej historii. Aktorzy, którzy byli w „szkole przetrwania”, pod okiem światowej klasy nauczyciela, z pewnością chcieliby się wykazać swoją wiedzą i nabytymi tam umiejętnościami. Widzowie, aby lepiej poczuć jak ciężko było bohaterom filmu także, chcieliby zobaczyć jak poradzili sobie z przeciwnościami natury. Jednak sceny takie się prawie nie pojawiają. Nie wiadomo czy zostały wycięte na etapie montażu filmu, czy w zamyśle reżysera w ogóle ich nie było. Nasuwa się zatem pytanie po co aktorom było całe to przygotowanie… Świetnie ujął to w swojej recenzji dla miesięcznika „Kino” Bartosz Czartoryski: „Kiedy bohaterów spotyka piaskowa burza, z opresji uratuje ich cięcie montażowe…”.
Tak to mniej więcej wyglądało na prawdę

Problem z tym filmem jest również taki, że miejscami staje się nużący i odrobinę zbyt patetyczny. Reżyser podjął się opowiedzenia bardzo ważnej historii i podszedł do niej zbyt ostrożnie. Chce przedstawić trud i wysiłek ludzi skazanych na wielomiesięczną tułaczkę przez bardzo nieprzyjazne człowiekowi tereny. Ludzi, którzy każdego dnia zasypiają i budzą się z widmem strachu przed pojmaniem. Jednak w tym przypadku mamy fabułę przewidywalną od początku do końca. Reżyser nie zaskakuje nas w trakcie seansu niczym, a kiedy zaczyna się już dziać coś ciekawego, to tak jak wspominałem wcześniej, cięcie montażowe wyswobadza bohaterów z opresji. Film jest pięknie nakręcony, od strony technicznej jest perfekcyjny. Jednak kiedy widzimy krew, pot i kurz na twarzach gwiazd z pierwszych stron plotkarskich magazynów, jakoś ciężko jest uwierzyć, że to nie jest make-up. Brak wgniatającego w fotel oddania na ekranie doznawanych przez bohaterów krzywd i wysiłku sprawia, że ten marsz staje się nieautentyczny i mało wiarygodny. 

Pomimo tych kilku mankamentów warto zobaczyć „Niepokonanych”. Film porusza istotny temat i przybliża najważniejsze daty oraz wydarzenia z historii Polski i Europy – za co podziękowania należą się polskim koproducentom. Świetna gra aktorska Collina Farrella, który był, dla mnie, bardziej rosyjski niż Rosjanie, na pewno zapada w pamięć. Piękne zdjęcia i dobra muzyka, a także znany i ceniony reżyser to atuty tej, bądź co bądź, przyzwoitej produkcji. 

6/10



[1] Dla poparcia mojego poglądu cytuje wypowiedź Bogusława Lindy w roli Alexa z filmu Władysława Pasikowskiego „Reich”: „Weszła z dzieckiem na ręku akurat jak go zawijałem w prześcieradło. Musiałem strzelać tuż obok dziecka. Dostała pod okiem ale mogła mówić, tylko z tego szoku zapomniała angielskiego… i błagała mnie abym oszczędził dziecko w swoim języku”.

8 komentarzy:

  1. Mi się podobał. Mało jest dobrych filmów o podobnej temtyce. Fajnie, że ktoś zwrócił uwagę na tę historię. Za Collina dałbym punkcik wyżej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niby można było by dać te 7/10, ale 6 tez nie jest złe ;)

      Usuń
  2. Bardzo podobał mi się ten film, chyba dałam mu 7 na filmwebie. Jednak zgadzam się z zarzutem o język co było dość irytujące - choć nie tak bardzo jak oglądanie "Dziewczyny z Tatuażem", gdzie Daniel Craig nosił imię jakiegoś "Jurgena" a mówił po angielsku;D nie zgadzam się z Tobą jednak jeśli chodzi o to, że film nużył, bo ja choć oglądałam go dawno, bo zaraz po premierze, nie pamiętam aby mnie nudził. Jednak to akurat bardzo subiektywne odczucia:) tak czy siak na pewno warto obejrzeć ten film, bo mało jest filmów zagranicznych w których to polski bohater jest nr 1:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie troszkę zmęczył, bo to taki trochę film drogi był i do tego na piechotę. Ale tak jak piszesz, na pewno warto się z nim zapoznać. Ja też pierwszy raz oglądałem go tuż koło premiery, ale postanowiłem odświeżyć i machnąć recenzję, bo uważam, że to w jakiś sposób ważny film. A ocena 6/10 to wciąż wg mojej skali nota "niezła" ;)

      Usuń
  3. Heh, ja na filmwebie dałem chyba nawet 8/10. Film podobał mi się, przeszedł w sumie bez większego echa, a myślę, że warto zwrócić uwagę na tę produkcję. Najmocniejszą stroną filmu bez wątpienia jest jego epickość - cała historia jest przedstawiona w naprawdę ciekawy sposób. No i nie zapominajmy o aktorstwie - nie lubię Farrella, ale tutaj jest znakomity.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film byl niezly i na pewno piekny, ale bylo w nim tez kilka rzeczy, ktre opisalem a ktore spowodowaly, że wiecej niż 6 nie dam, ale obejrzeć warto:-) To na pewno!

      Usuń
  4. Niby taki przeciętny przeciętniak. Też się nim nie zachwycałem szczególnie, ale ma swoje atuty. Na pewno warty obejrzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Takie same mam w stosunku do niego odczucia.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...