Pewnie wszyscy się zastanawiacie co się stało, że na moim arcy elitarnym blogu, który do tej pory szczycił się publikowaniem jedynie notek o zacnych i ciekawych książkach, pojawia się literatura młodzieżowa? Starcze zdziecinnienie, czy tylko zwykłe szaleństwo...? Nic z tych rzeczy Moi Drodzy. Po prostu ostatnio zostałem podstępem nakłoniony do przeczytania tej powieści i co najciekawsze - mimo że jest to po wielokroć powielany banał i schemat - to wcale nie uważam tego czasu za stracony. Ergo, literatura młodzieżowa też może być ciekawa. Zapraszam na recenzję książki Kody Keplinger pt.: "DUFF. Ta brzydka i gruba".
W recenzji posłużę się odniesieniami do filmu jaki powstał na jej podstawie, żeby zaprezentować różnicę i pokazać jak można spieprzyć w miarę inteligentną i przemyślaną historie dopasowując ją do poziomu i poczucia humoru głowonogów, czyli amerykańskich nastolatków.
Jednak najpierw "o co w tym chodzi" - otóż naszą główną bohaterką jest Bianca Piper. W filmie gra ją odpychająca już na pierwszy rzut oka Mea Whitman, choć w książce wcale nie jest napisane, że dziewczyna jest aż tak okropna. Jest to zwyczajna nastolatka, może trochę mądrzejsza niż inne, bardziej pyskata i sarkastyczna, z burzą kręconych włosów na głowie i zaokrąglona tam gdzie natura przykazała (choć z tego co mówi, raczej na dole niż na górze). Interesuje się polityką, ma sprecyzowane poglądy względem otaczającej ją rzeczywistości, dwie najlepsze przyjaciółki oraz utajoną miłość, którą darzy kolegę ze szkoły. Do tej pory wydaje się to wszystko banalnym powielaniem schematów, wiem, jestem tego świadom. Jednak autorka postanowiła zabawić się systemem kastowym wśród amerykańskich nastolatków i zaprezentować nam pojęcie tytułowego DUFFa oraz specyfikę jego działania. DUFF (Designated Ugly Fat Friend), to - jak mówi nam już sam tytuł - ta brzydka i gruba przyjaciółka, na której tle ładniejsze dziewczyny prezentują się po prostu jeszcze okazalej i mogą świadomie błyszczeć. Jest to numer stary jak świat wykorzystywany z rozmysłem nawet w polskiej kinematografii, choć w nieco innym kontekście, bo przypomnijcie sobie na jakim tle był prezentowany nasz najlepszy milicjant, porucznik Borewicz. Gdyby nie gapowaty porucznik Zubek albo zakochany w regulaminach porucznik Jaszczuk, to jego postać nie biłaby w oczy takim luzem i normalnością. Ale wróćmy do książki i innych funkcji DUFFa zaprezentowanych przez autorkę. Tu z pomocą przychodzi największy playboy w szkole - określany przez Biankę dużo prościej i dosadniej - "męska dziwka", czyli Wesley Rush. Tenże podrywacz pewnego wieczoru w klubie, do którego rytualnie ciągną Biancę Cassey i Jessica (jej przyjaciółki), bez żadnej krępacji wyjawia jej, że jest ona DUFFem. Dodając, że DUFF to z reguły taki przyczółek dla chcących się wkraść w łaski ładniejszych dziewczyn chłopaków, bo dużo prościej jest zagadać do tej najbrzydszej w stadzie i dzięki niej zbliżyć się do właściwej zdobyczy, niż od razu pchać się na głęboką wodę pełną rekinów. A dobre traktowanie DUFFa może sprawić, że rekiny spojrzą na potencjalnego amatora ich kobiecych wdzięków przychylniejszym okiem. Tak właśnie chce zrobić Wes. Chce zaliczyć jej ładniejsze koleżanki. Jednak Bianca nie jest standardową, pospolitą dziewczyną. Ona nie leci na Wesa - najprzystojniejszego i najbogatszego chłopaka w szkole, o którym marzą wszystkie laski - zupełnie nie schlebia jej jego zainteresowanie. Ona kocha się potajemnie w Tobym Tuckerze, chłopcu idealnym, który doprowadza ją do takiego stanu, że nie potrafi przy nim wyartykułować nawet jednego składnego zdania.
Autorka i okładka oryginału |
I wszystko potoczyłoby się standardowo już pewnie do końca, gdyby nie kilka małych drobiazgów. Bianka zostaje sparowana z Wesem do napisania wypracowania z języka angielskiego, a że w jej życiu pojawiło się kilka problemów (rozwód rodziców, powrót do picia ojca nie tykającego alkoholu przez 18 lat i przyjazd do miasta jej byłego, który bardzo ją skrzywdził) zamiast za wypracowanie zabiera się za Wesa (dzieciaki mają już po 17 lat więc pieprzenie się po kątach, to dla nich rzecz całkiem normalna), a Wes, jako męska dziwka nie odpuszcza żadnej dziewczynie, więc chętnie korzysta z gościnności Bianki. Jednak nie ma tutaj mowy o żadnych uczuciach. Bianka korzysta z Wesa jak z dragów, bierze go "na odstresowanie" ciągle marząc o Tobym.
Nie będę pisał dalej w takiej formie, bo za chwilę streszczę całą książkę i nie będziecie mili zabawy z lektury. Mogę tylko napisać, że nie wszystko potoczy się zgodnie z planem Bianki, a w odkryciu tego co naprawdę czuje i jak powinna postąpić pomoże jej książka "Wichrowe wzgórza" xD
A teraz porównywarka. Przyjaciółki Bianki są normalnymi dziewczynami. Jedna jest cheerleaderką a o drugiej nie wiadomo zupełnie nic. Są śliczne, ale to wszystko. Żadna z nich nie jest hakerką ani tym bardziej modową blogerką, jak to było zaprezentowane, dla "lepszego" efektu, w filmie. Wes wcale nie uczy Bianki tego jak się przełamać i przestać być nieśmiałą wobec facetów. Oni się tylko grzmocą jak króliki w rui, a Toby wcale nie chce się zbliżyć do jej koleżanek, jak to również nieudolnie prezentował film. Rodzice Bianki także są zupełnie inni. Po pierwsze mieszka ona z ojcem a nie z matką. Po drugie to matka chce rozwodu. Jedyne co się zgadza, to fakt napisania przez nią książki poradnikowej, ale motywy jej powstania były zupełnie inne niż te ukazane w filmie. No i kilka innych elementów, które zostały na siłę dodane do filmu, a wcale go nie urozmaiciły a jedynie spłyciły. Po pierwsze nie było żadnej Madison, która grała rolę "tej złej". Nie było też w książce tak mocno rozbudowanych postaci debilnych nauczycieli, którzy zostali umieszczeni w filmie, żeby chyba tylko jeszcze bardziej pogrążyć i tak już podupadający system szkolnictwa. No i sama Bianka, o czym już wspomniałem, w książce wydaje się całkiem uroczą postacią, czego nie można powiedzieć o postaci filmowej.
Co do samej książki, to tak jak wspomniałem, jest to banał powielający schematy, jednak robi to na tyle interesująco i nieszablonowo (choć mogę się mylić i nie być zorientowanym w tej materii, bo tego typu literatura nie należy do tych, które czytam regularnie D:), że obcowanie z nią nie wywołuje odruchu wymiotnego. Dzieciaki są w miarę dojrzałe emocjonalnie jak na swój wiek. Dobrze rozumieją siebie i problemy jakie stają na ich drodze. Interesują się literaturą i polityką, więc myślę, że to całkiem sporo, jak na obraz amerykańskiego nastolatka, do którego przyzwyczaiły nas debilne serialiki i komedie rodem zza wielkiej wody. Szkoda tylko, że film nie jest godzien nawet czyścić butów książce, a co dopiero nazywać się jej adaptacją.
Moje oceny:
Film - 2/10
Książka 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz