Pamiętacie Donnę Tart? Pisałem o niej kilka tygodni temu w ramach recenzji jej debiutanckiej powieści pt.: Tajemna historia. Dziś mam dla was recenzję jej najnowszej książki, którą zasłużyła sobie na nagrodę Pulitzera. Książki wielkiej, wspaniałej, dokładnej i ponadczasowej, a mianowicie Szczygła.
Nie wiem jak ona to robi, ale historie, których nienawidzę, nie czytam i nie szanuję, czyli tzw. obyczajowe w jej umyśle nabierają specyficznego wydźwięku. Może dlatego, że są tak dokładne w opisie odczuć i przeżyć wewnętrznych bohaterów? A może dlatego, że gdzieś zawsze pojawia się sztuka i zbrodnia? A może dlatego, że pomimo ich nieprawdopodobieństwa są na wskroś zwyczajne, ludzkie? Takie, które mogą się przytrafić każdemu. Niewydumane lecz przemyślane. Nieważne, najważniejsze jest to, że pisze genialnie. I o ile w Tajemnej historii Tartt zaprezentowała popis kunsztu literackiego, to w porównaniu do Szczygła była to zaledwie rozgrzewka.
Szczygieł to historia chłopca, który w wieku 14 lat w ataku terrorystycznym na jedną z nowojorskich galerii sztuki traci matkę. To wydarzenie i jego następstwa będą miały wpływ na całe jego późniejsze życie (ale to chyba nie dziwi nikogo).
Chwilowy pobyt w domu przyjaciela. Późniejszy wyjazd do Las Vegas do ojca, który opuścił jego i matkę jakiś czas przed tragedią i poznanie tam przyjaciela. Przyjaciela, który dwukrotnie odciśnie swoje piętno na życiu tego chłopca. Powrót do NY w konsekwencji kolejnych tragicznych wydarzeń. Studia i praca w sklepie z antykami. No i miłość. Wieka, szalona, ogromna, nieokiełznana i nieodwzajemniona w pełni (a może w taki sposób jakiego oczekiwał nasz bohater) miłość do dziewczynki (a później kobiety), która podobnie jak on była w galerii w chwili wybuchu. I podobnie jak on straciła tam bliską sobie osobę. A w środku tego wszystkiego obraz szczygła autorstwa Carela Fabritiusa, który podobnie jak ludzie, będzie miał ogromny wpływ na chłopca. No i zbrodnia. Zbrodnia i jej następstwa. Bo w tej książce każdy czyn będzie pociągał za sobą konsekwencje.
Chwilowy pobyt w domu przyjaciela. Późniejszy wyjazd do Las Vegas do ojca, który opuścił jego i matkę jakiś czas przed tragedią i poznanie tam przyjaciela. Przyjaciela, który dwukrotnie odciśnie swoje piętno na życiu tego chłopca. Powrót do NY w konsekwencji kolejnych tragicznych wydarzeń. Studia i praca w sklepie z antykami. No i miłość. Wieka, szalona, ogromna, nieokiełznana i nieodwzajemniona w pełni (a może w taki sposób jakiego oczekiwał nasz bohater) miłość do dziewczynki (a później kobiety), która podobnie jak on była w galerii w chwili wybuchu. I podobnie jak on straciła tam bliską sobie osobę. A w środku tego wszystkiego obraz szczygła autorstwa Carela Fabritiusa, który podobnie jak ludzie, będzie miał ogromny wpływ na chłopca. No i zbrodnia. Zbrodnia i jej następstwa. Bo w tej książce każdy czyn będzie pociągał za sobą konsekwencje.
Fabuły nie da się łatwo streścić nie zamieszczając zbyt wielu spojlerów. To jest tylko wykaz najważniejszych, choć nie wszystkich wątków, jakie pojawiają się w książce. Bo tych jest zdecydowanie więcej.
"Szczygieł"; autor Carel Fabritius; 1654 r. ; olej na desce; 33,5 na 22,8 cm |
Po raz kolejny będziemy mieli tutaj zaprezentowaną pewnego rodzaju
fascynację ludźmi i przedmiotami, która zmieni i ukształtuje głównego
bohatera. A także nadużywanie narkotyków i alkoholu, które są
nieodłącznym elementem tej, jak i poprzedniej powieści Tartt. Muszę także zaznaczyć, że - podobnie jak Tajemna... - nie jest to książka lekka, łatwa i przyjemna. Nie kończy się ona happy endem, a przynajmniej nie w takim sensie jak zwykliśmy rozumieć to określenie. Może o tym zaświadczyć poniższy cytat z ostatnich stron Szczygła:
"I w coraz większym stopniu skupiam uwagę na tej odmowie wycofania się. Bo nie obchodzi mnie, co mówią inni ani jak często i elokwentnie: nikt mnie nie przekona, nigdy, przenigdy, że życie to jakaś niesamowita, przynosząca satysfakcję gratka. Prawda jest taka: życie to katastrofa. Podstawowy fakt naszego istnienia – naszych prób nakarmienia się, znalezienia przyjaciół i czego tam jeszcze – to katastrofa. Zapomnijcie o tych wszystkich absurdalnych bzdurach z Naszego miasta, które są na ustach wszystkich: cudzie narodzin, radości z każdego kwiatka, „życie, jesteś zbyt cudowne, by cię uchwycić” itd. Dla mnie – i będę to powtarzał zawzięcie do dnia śmierci, dopóki nie padnę na swoją niewdzięczną nihilistyczną gębę, za słaby, by wypowiedzieć te słowa: lepiej nigdy się nie urodzić, niż urodzić się w tym szambie. Kloace szpitalnych łóżek, trumien i złamanych serc. Nie ma zwolnienia, nie ma apelacji, „nie ma zmiłuj”, by użyć ulubionego określenia Xandry, prócz wieku i straty nie ma posuwania się do przodu, prócz śmierci nie ma innego wyjścia."
Mimo tego, a może właśnie ze względu na to, zachęcam do jej przeczytania. Oj, bardzo zachęcam, bo takie książki nie powstają codziennie.
Moja ocena: 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz