W związku z tym jak wyglądała nasza wspólna przeszłość i sąsiedzkie współistnienie z narodem niemieckim ciężko jest nam, nawet tyle lat po ostatnim konflikcie, wyrzec się pewnych myślowych stereotypów i uogólnień. Co tu dużo mówić - W S Z Y S C Y Niemcy są źli. I choć jest to wierutna bzdura, to jednak, jak każdy stereotyp również ten będzie tkwił gdzieś w naszej świadomości pewnie jeszcze kilka następnych wieków.
Prezentowana dziś przeze mnie książka dobitnie pokazuje, że nie wszyscy Niemcy dali się omamić Hitlerowi i nie zapadli na narodowosocjalistyczną chorobę, która w latach 40. ubiegłego wieku o mało nie strawiła większej części Europy. Byli też ludzie trzeźwo myślący, którzy od początku przeczuwali, że plany Hitlera, mimo zakrojonych na wielką skalę przygotowań (co jakimś dziwnym trafem albo umknęło takim mocarstwom jak Wielka Brytania i Francja, albo nie wzbudziło w nich żadnych złych przeczuć) nie mają szans powodzenia. Także cała ideologia nazistowska nie przypadła im do gustu i opierali się jej jak tylko mogli, starając się jednak nie narazić siebie i swoich najbliższych na niebezpieczeństwo (o co w tamtym chorym kraju w drugiej połowie lat 30. i w trakcie wojny było naprawdę nie trudno).
Jednym z nich był autor Dziennika sprzeciwu Friedrich Kellner - weteran I wojny światowej, urzędnik średniego szczebla (inspektor sprawiedliwości) z miejscowości Laubach - który przez okres działań wojennych sporządzał tajne zapiski chcąc udokumentować swoją postawę sprzeciwu wobec decyzji podejmowanych przez führera oraz naczelne dowództwo; pokazać późniejszym pokoleniom nastroje społeczne i odbiór działań tak wojennych, jak dotyczących ludności cywilnej włączając w to również "element niechciany", czyli Żydów. A odbiór ten był niezmiernie entuzjastyczny, co wprowadzało kronikarza w niemałe zdziwienie, a czasem także poważną konsternację, gdyż tylko ludzie nie myślący lub najwięksi idioci - jak sam wielokrotnie stwierdzał w swoich przemyśleniach - nie są w stanie dostrzec, że wszelkie informacje z frontu to jedna wielka propaganda, a oni sami z każdym kolejnym miesiącem wojny są w coraz gorszej sytuacji życiowej (materialnej i socjalnej). Nie mówiąc już, że oficjalne komunikaty, jak doniesienia prasowe same sobie zaprzeczają często dzień po dniu przynosząc sprzeczne wiadomości lub rozporządzenia.
Wydany w Polsce nakładem ośrodka wydawniczego Karta Dziennik sprzeciwu jest zapisem doświadczeń Kellnera z niespełna pierwszych trzech lat wojny. Zapiski datowane są od początku września 1939 (jako wprowadzenie pojawia się zapis z 30 sierpnia 1939 roku) do 1 maja 1942 roku. W tym miejscu polskie wydanie się kończy, choć ze wstępu dowiadujemy się, że autor prowadził swój dziennik do końca wojny (łącznie powstało 10 tomów), jest więc szansa, że jego rozważania i spostrzeżenia doczekają się kontynuacji.
Do tej pory, obraz wojny był nam - a z pewnością mnie - znany jedynie z relacji poszkodowanych, okupowanych, podbitych i ciemiężonych Polaków (rzadziej miałem styczność z martyrologią innych podbitych w trakcie działań wojennych narodów). Sięgając po zapiski Friedricha Kellnera mamy szansę na prześledzenie myśli, nastrojów, obaw i zapatrywań ludności będącej po tzw. drugiej stronie barykady. Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli możliwość sięgnięcia po tę książkę, myślę że warto się z nią zapoznać.
Moja ocena: 7.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz