Paradoks tej książki jest następujący: jest tak źle napisana, że choć już raz ją czytałem (w marcu zeszłego roku) to w zeszłym tygodniu przeczytałem ją po raz drugi, nie pamiętając z niej ani słowa; po raz kolejny dochodząc do wniosku, że jest niezłym gniotem.
Jak byście odebrali opowieść, której tytułem jest "Polowanie na niemieckich naukowców" a treścią życiorysy żołnierzy oraz formowanie jednostki (włącznie ze wszystkimi roszadami kadrowymi) mającej na celu ograbienie terenów III Rzeszy tuż przed końcem wojny, a także w kolejnych latach po jej zakończeniu ze wszystkich technologicznych surowców, zakładów produkcyjnych oraz naukowców? Jako niezłą chujnię z grzybnią i z patatajnią. Zgodzę się z wami w całej rozciągłości. Ta książka jest właśnie taką chujnią. Oprócz kilku ciekawych faktów o wynalazkach, nad którymi pracowali niemieccy naukowcy i inżynierowie w często bardzo zmyślnie ukrytych placówkach naukowych (np. z ukrytych pomieszczeniach w fabryce jedwabiu) jest ona zlepkiem mało ciekawych biografii żołnierzy 30. Jednostki Specjalnej (później przemianowanej na 30. Jednostkę Wysuniętą), której pomysłodawcą był niejaki komandor rezerwy Ian Fleming oraz grupy Target Force (w skrócie zwanej T-Force) mającej za zadanie - podobnie jak 30. Jednostka Wysunięta - zabezpieczanie, plądrowanie, a także demontaż i wywóz do Wielkiej Brytanii celów strategicznych, włącznie z ich personelem z najwyższego szczebla, takich jak fabryki, ośrodki naukowe etc. Ja osobiście liczyłem na coś bardziej mrożącego krew w żyłach. Uganianie się po całych Niemczech za profesorami, doktorami i inżynierami od cudownych broni, żeby podstępem, siłą albo przekupstwem nakłonić ich do pracy na rzecz wrogiego imperium. A z tej opowieści wychodzi, że naukowcy mający w perspektywie pracę dla Brytoli albo dla naszych sowieckich "przyjaciół" z pocałowaniem ręki wybierali Albion.
Ogólnie nie polecam. Jednym słowem strata czasu Uwierzcie mi, wiem co piszę, straciłem go dwa razy.
Moja ocena: 4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz