Minęło już trochę czasu odkąd czytałem pierwszą część przygód Takeshiego pod tytułem Cień śmierci i z przykrością muszę przyznać, że nic z niej nie pamiętałem. Jednakże pierwsza część nie zrobiła na mnie jakiegoś super wielkiego wrażenia, nie chciało mi się czytać jej po raz kolejny i przystąpiłem do lektury drugiej części jedynie z mglistym wspomnieniem części poprzedniej, w trakcie czytania przypominając sobie pewne fakty i osoby (co i tak do końca mi się nie udało). Jak wrażenia, zapytacie? Ano, zapraszam do przeczytania tychże, poniżej!
Z tego co udało mi się przypomnieć w trakcie czytania wynika, że w ostatniej części nasz główny bohater został dość mocno poturbowany i aktualnie, wraz z jakąś nastolatką zachowującą się jak naspeedowany koker spaniel, przebywa w niewoli u bardzo złych ludzi. Jednakowoż z tej niewoli wykradł go (i naspeedowanego koker spaniela) i przewiózł bezpieczne miejsce przyjaciel z Zakon Czarnej Wody. W tymże miejscu stara się doprowadzić go z powrotem do zdrowia (prezentując przy okazji wszelkie zabiegi przez jakie muszą przejść członkowie tego stowarzyszenia, o czym za chwile). Mimo, że jego rany były bardzo poważne dzięki zabiegom medycznym Takeshi powoli zaczyna zdrowieć. Jest to niestety tylko jeden, choć ten najważniejszy, wątek poruszony przez pisarkę. Tych jest wszak zdecydowanie więcej w drugiej części przygód Takieshiego. Na innym planie rozgrywają się kolejne historie, które w mniejszym lub większym stopniu łączą się gdzieś w ostatniej ćwiartce książki jeśli nie z wątkiem głównym, to miedzy sobą. O losach pozostałych bohaterów, nie za bardzo chcę mi się rozpisywać, choć niektóre z nich, szczególnie młodego wegetalisty (coś w rodzaju szamana), do którego przychodzi kot, który nie zwykł chadzać w butach, są czasami bardziej interesujące niż wątek wiodący.
A teraz czas na wrażenia z lektury książka Mai Lidii Kossakowskiej. Podobnie jak pierwszy tom przygód, również druga odsłona historii Takeshiego nie zachwyciła mnie w jakiś super sposób. Jej największą wadą jest to, że akcja podzielona została na zbyt dużą liczbą bohaterów, którzy często nawet do ostatnich stron powieści się z tobą nie spotykają i czekają na kolejny tom, żeby ich losy odegrały jakieś fabularnie istotne znaczenie (o czym większość czytelników pewnie zapomni...). Kolejną wadą (dla mnie) jest zbyt wielka zdobniczość języka autorki. Jej zdania są jak pięknie zdobione bombki, gustowne, ale puste w środku. W takiej literaturze (i chyba w każdej innej również) wole konkrety. Na dłuższą metę staje się to męczące, bo to już drugi tom a historia posunęła się do przodu zaledwie o skrawek (wpływa na to również wspomniana wcześniej duża ilość bohaterów, których losy również trzeba zaprezentować). Następną wadą jest duża wtórność pewnych elementów opowiadanej historii. Szczególnie fragmenty prezentujące losy głównego bohatera oraz prezentujące metody pozyskiwania członków Zakonu Czarnej Wody a także szkolenie oraz dość selektywne „terapie” jakim poddawani są adepci są jakby zerżnięte z powieści wiedźmińskiej Sagi Andrzeja Sapkowskiego. Jednak autorka nie poprzestała tylko na inspirowaniu się klasykami, dużo dodała także od siebie. Na największą uwagę i podziw zasługuje połączenie kultury japońskiej z szeroko pojętymi praktykami Voodoo, a także nowych technologii z tradycjami i dość zamierzchłym w swojej formie światem przedstawionym (okolice feudalnej Japonii). Razem daje to naprawdę ciekawy efekt i może się podobać.
Jednak historia ta mnie po raz kolejny nie porwała. Jest oryginalna, to na pewno - tak w swojej formie jak i treści. Dla mnie chyba jednak zbyt oryginalna. Nie zmienia to faktu, że z umiarkowanym zainteresowaniem sięgnę po kolejną część cyklu. Mam jednak nadzieję, że tym razem po ostatnią.
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz