Dużo oglądam - dużo recenzuje :) Tak pokrótce można scharakteryzować moją galopadę z kolejnymi, publikowanymi w lawinowym tempie, odsłonami Filmowego Flesha. Dziś pora na kolejny (do następnego powoli zbiera się materiał ;]), już #11. Zapraszam!
"Miejsce zbrodni: Witajcie w Hamburgu / Tatort: Wilkommen in Hamburg" (2013)
Dziś zacznę nietypowo, bo do filmów zakwalifikuję serial, a może coś bardziej na miarę serii telewizyjnej. Jest nim mianowicie "Tatort", czyli po polski "Miejsce zbrodni", czyli jeden z dłużej emitowanych niemieckich seriali kryminalnych. Jego początki sięgają końca 1970, a do tej pory wyprodukowano, bagatela, 908 odcinków. Jest to jednak prawie nie znana rzecz w naszym kraju (choć był on szeroko dystrybuowany w krajach niemieckojęzycznych takich jak Austria i Szwajcaria), a że odcinek, który oglądałem trwał ponad półtorej godziny potraktuję go jako oddzielną jednostkową całość. Głównym bohaterem jest komisarz Niklas "Nick" Tschiller (w którego bardzo dobrze wciela się Til Schweiger), facet po przejściach, po rozwodzie wychowujący samotnie córkę. Po przeniesieniu z oddziału specjalnego jest obecnie jednym z funkcjonariuszy hamburskiej Polizei. Osią fabuły jest próba rozbicia gangu zajmującego się handlem żywym towarem w postaci młodych dziewcząt z wschodniej Europy. W trakcie prowadzonego śledztwa Nick wśród zamieszanych w to ludzi dostrzega jednak swojego starego przyjaciela co zdecydowanie komplikuje sprawę. Ciekawie poprowadzona akcja potrafi wciągnąć widza w wir wydarzeń. Wyraziści bohaterowie, często budowani na zasadach kontrastów, a także połączenie brutalnego życia gliniarza z wychowywaniem nastoletniej córki często prowadzą do sytuacji humorystycznych. Ogólnie serial może być ciekawy, jednak chyba raczej nie do dostania w Polsce. Zostaje więc obejrzenie tego jednego jedynego odcinka jako filmu kryminalnego po prostu. Ja tak zrobiłem i nie żałuje.
![]() |
Idealny Jack Reacher :D |
Ocena - wciąż się waham czy 6.5 czy 7/10
"Stan zagrożenia / Clear and Present Danger" (1994)
A jednak się skusiłem na obejrzenie ostatniej z dotychczas nakręconych części przygód o Jacku Ryanie i muszę przyznać, że nie znając książkowego pierwowzoru (tej części jeszcze nie przeczytałem) oglądało mi się film całkiem nieźle. Choć dalej twierdzę, że Harrison Ford zupełnie się nie nadaje do tej roli. Koniec. Kropla. Ale filmik był spoko. Narkotykowy kartel morduje rodzinę na łodzi. Po chwili okazuje się, że ojciec rodziny był bliskim przyjacielem prezydenta USA, o czym mordercy nie mieli pojęcia. Wujek Sam wypowiada wojnę przestępcom i wysyła potajemnie oddział żołnierzy do zlikwidowania najważniejszych celów. W tym czasie Ryan w wyniku choroby przełożonego zaczyna pełnić obowiązki szefa CIA, a po kilku niefortunnych zabiegach cała odpowiedzialność za potajemną akcję spada na niego. Film jak zwykle jest bardzo rozbudowany, akcja toczy się wielotorowo co wielu odbiorcom może utrudnić recepcję całości jako spójnej i niezaburzonej. Jednak jeśli ogląda się uważnie, to nie powinno być z tym żadnych problemów. W tej części znów pojawiło się kilka zupełnie nie trafionych wyborów castingowych, które tym razem przemilczę, jednak na jeden tym razem bardzo dobry chciałbym zwrócić szczególną uwagę. Przez cały seans nie mogłem przypomnieć sobie nazwiska, ale wiedziałem skąd go pamiętam. Po sprawdzeniu okazało się, że dobrze mi się wydawało. Był to ten sam aktor, który grał Bucho w "Desperado", czyli Joaquim António Portugal Baptista de Almeida znany bardziej jako Joaquim de Almeida. Facet idealnie nadający się do takich właśnie ról, tajemniczych południowców lub latynoskich twardzieli. Co do reszty, to zupełnie nie widzę w tym filmie miejsca dla Jamesa Earl Jonesa ani tym bardziej dla Willema Dafoe, ale nic na to nie poradzę. Jednak całość ogląda się dość dobrze, choć bez fajerwerków.
![]() |
Żałosny Jack Ryan :D |
Ocena 6/10
"Combustión" (2013)
Pamiętacie "The Fast and the Furious"? A pamiętacie takie powiedzonko z "Bad Boysów" "Każdy chce być taki jak Mike"? To teraz dodajcie jedno do drugiego i wyjdzie Wam, że Hiszpanie też chcą mieć swoich "Szybkich i wściekłych". Czy im to wyszło równie dobrze jak Amerykanom przeszło 13 lat temu? O tym postaram się w kilku zdaniach opowiedzieć. Po pierwsze chciałbym zaznaczyć, że chyba się zakochałem :D Nie no, żartuje, ale Adriana Uragte grająca główną rolę kobiecą, jest śliczna :) Dodatkowo sceny erotyczne są nakręcone bardzo zmysłowo i mogą przyspieszyć bicie serca. Przechodząc już do samej fabuły, to wydaje się ona trochę nierówna i w niektórych miejscach nielogiczna. Kolejnym zarzutem jest fakt, że nie wszystko co jest wspomniane w filmie zostaje wystarczająco wyjaśnione, co czasami powoduje pewną konsternację u widza. Mamy tutaj do czynienia z grupą przestępców: Ari (Adriana Ugarte), Navas (Alberto Ammann) i Nano (Christian Mulas, którzy starają się zdobyć szybkie pieniądze (na jakiś wyścig w Lizbonie - jest to jeden z tych niewyjaśnionych wątków) okradając bogatych mężczyzn "przy pomocy" Ari, która ich uwodzi a później jak już ląduje u nich w domu wpuszcza przyjaciół i udaje, że również się boi napadu :D Kłopoty pojawiają się w momencie kiedy starają się okraść Mikela, w którym Ari się zakochuje. Do rabunku nie dochodzi, ale cała sprawa i tak mocno się komplikuje. Na drugim planie mamy troszkę wyścigów samochodowych. I choć auta są ciekawe (Ferrari F430, Porsche Panamera Turbo, Porsche 911 GT3, Ferrari 458 Italia itp.), to jak na "Szybkich i wściekłych" made in España jest tego zdecydowanie za mało. Całość ogląda się raczej jak romans z dodatkiem wyścigów niż film o ścigantach czy też nawet film akcji. Jednak nie mogę stwierdzić jednoznacznie, że jest to film zły. ponieważ w pewnych momentach trzyma w napięciu i seans przebiega dość przyjemnie. Polecam jako ciekawostkę zza granicy ;)
![]() |
To już jeden z ostatnich kadrów, ale za to jakże okazały :] |
Ocena 6/10
"Stritrejserzy / Stritreysery" (2008)
Ojejku... W tym przypadku również mamy do czynienia z tym, że każdy chce mieć swoich "Szybkich i wściekłych", jeśli jednak Hiszpanom udało się połowicznie, to Rosjanom nie udało się wcale. Film to jedna wielka cepelia. Jest żałosny pod względem wizualnym i niezrozumiały pod względem fabularnym. Akcja jest chaotyczna i niezrozumiała. Samochody są po prostu przykre, a realizm przedstawionych sytuacji ma poziom "Transformerów" (wyobraźcie sobie np Ładę Samarę w ulicznym wyścigu z Ferrari Testarossa? swoją drogą to Ferrari, to był chyba najjaśniejszy punkt całego tego filmu). Najgorsze jest to, że prawie do końca nie wiadomo o co w tym filmie chodzi i nie wiemy co jest osią fabuły. W momencie kiedy się dowiadujemy jest to tak wyjaśnione, że powtórzyć nie potrafię. Jedyny pozytywny akcent to przyzwoita rola Nikolaya Chindyaykina grającego rolę ojca głównej bohaterki - ścigantki - i zarazem podpułkownika milicji. Jest po prostu zabawny. To wszystko, ale to i tak sporo w porównaniu z całokształtem. Nie ma co się dalej rozpisywać. Napisze tylko, że jest to mniej więcej film na poziomie jednego z odcinków "Ojca Mateusza" o motocyklowych ścigantach. Ten sam poziom beznadziei. Jedyne co go ratuje, to w miarę przyzwoity soundtrack.
![]() |
Cepelia, normalnie cepelia :( |
Ocena 3/10