![]() |
Okładka wydania z 2009 roku |
Już kilkukrotnie miałem przyjemność obcować z literaturą Jürgena Thorwalda i po raz kolejny muszę przyznać, że jego książki są po prostu fascynujące. Było tak już za pierwszym razem kiedy to przez zupełny przypadek trafiłem na "Krew Królów" o trzech przypadkach hemofilii wśród królewskich rodów Europy zapoczątkowanej przez królową Anglii Wiktorię. Kolejną lekturą była "Męska plaga", czyli ostatnia książka jaką autor zdarzył wydać przed swoją śmiercią w 2006. Tym razem opowiadał o "Seksie, pożądaniu i problemach z prostatą", czyli o bardzo męskich i bardzo nieprzyjemnych sprawach, które w początkach medycyny były leczone w taki sposób, że bolało mnie od samego patrzenia na literki (niestety tej książki z wielu obiektywnych przyczyn nie skończyłem za pierwszym podejściem, jednak na pewno do niej wrócę). Ostatnim spotkaniem było właśnie to ze "Stuleciem detektywów", która nie odstawała poziomem od pozostałych, a ten, musicie wiedzieć, jest bardzo wysoki. Zapraszam do lektury recenzji!
Jürgen Thorwald |
Na wstępie chciałbym tylko wspomnieć, że omawiana książka w zamyśle autora miała być pierwszą z trzech części zgłębiających tematykę szeroko pojętej kryminalistyki, toksykologii i medycyny sądowej, i choć została wydana po raz pierwszy już w roku 1964, to później ukazała się już tylko jedna część - "Godzina detektywów" (w której słowie wstępnym również było napisane, iż autor finalnie planuje stworzenie trzytomowego cyklu). Co się stało z pomysłem napisania trzeciego tomu, na razie nie jest mi wiadome. Może sprawa się wyjaśni, kiedy skończę czytać "Godzinę detektywów". Czas jednak wrócić do recenzji. Wielu z Was może się zastanawiać, o czym tak naprawdę jest ta książka i jak jest napisana. Będą to słuszne rozważania, ponieważ i mnie one trapiły kiedy przystępowałem do lektury. Jednak wszytko wyjaśniło się dość szybko i zamysł autor co do ogólnego wydźwięku jego książki stał się dla mnie jasny i akceptowalny. A mianowicie ma to być jak najdokładniejsze przedstawienie wszystkich najważniejszych gałęzi rzemiosła detektywistycznego począwszy od Bertillionage (specjalny system identyfikacji przestępców poprzez dokładne mierzenie najistotniejszych części ich ciał tj. wysokość, szerokość i obwód głowy, długości poszczególnych palców, długość przedramienia, itp. zakładający, że nie ma dwóch ludzi z jednakowymi wszystkimi wymiarami poprzez odciski palców, ślady krwi i wykrywanie różnego rodzaju trucizn chemicznych (arsen) jak i pochodzenia roślinnego (nikotyna). Książka jest napisana w sposób jakby autor snuł opowieść o poszczególnych ludziach odpowiedzialnych za wdrażanie wspomnianych odkryć i wynalazków na zasadzie pokazywania najważniejszych, mających przełomowe znaczenie śledztw. Mamy tutaj co prawda zatrzęsienie nazwisk i ogromną liczbę spraw, ale są one tak interesująco opisane, a postaci tak dokładnie scharakteryzowane (łącznie z najważniejszymi faktami z ich biografii), że nie jest to żadną przeszkodą. Unaocznianie nam przestępstw także robione jest w sposób bardzo fabularny (mamy rozmowy ze świadkami, przesłuchania, spory detektywów, sędziów, lekarzy itd.), więc czyta się to miejscami jak dobry kryminał. A na dodatek w książce nie pojawia się nawet jedno zdanie, które nie miałoby podbudowy w autentycznych wydarzeniach (autor jedynie dla wygody czytającego nie rozsiewa wszędzie odnośników do przypisów, jednak swoją rzetelność i chęć trzymania się faktów zaznacza już na samym wstępie).
Bardzo interesującym było spojrzenie na kryminalistykę w momencie kiedy dopiero się rodziła, czyli mniej więcej w połowie XIX w. Uświadomienie sobie jak wiele spraw dla nas oczywistych było kiedyś tematem sporów a często niedowierzań, jak choćby użyteczność odcisków palców, lub to, że nie każda śmierć, która wygląda na naturalną musi taka być w rzeczywistości. I choć niektóre rozdziały mogłyby być odrobinę krótsze, to jednak ogólnie nie jest to jakiś wielki zarzut, tylko po prostu w pewnych momentach czułem lekkie znużenie aż tak dogłębną i obszerną analizą pewnych zjawisk lub procesów.
![]() |
Okładka wcześniejszego wydania. Prawdopodobnie z lat 90. Ta nowsza zdecydowanie ładniejsza |
Końcowy obraz jaki pozostał mi po tej książce jest taki, że... ależ te kobiety są łatwowierne :D Odsetek absurdalnych śmierci jakie były tam opisane z ich udziałem przerósł moje najśmielsze wyobrażenie o naiwności:) Ale, niestety, trafiały się też panie, które z lubością mordowały małe dzieci, konkurentki, swoich mężów, teściowe itp., itd. Jakkolwiek, oczywiście, byli też panowie, choćby sprawa słynnego Kuby Rozpruwacza, ale też wiele innych, bardziej "zwykłych" spraw, w które owi mordercy byli zaangażowani. Swoją drogą, patrząc na to, w jaki sposób mordowali a później starali się ukrywać swoje zbrodnie, a co za tym idzie na poziom brutalności ludzi sprzed około 100 lat temu, był on szokujący ("Ups...przez przypadek zabiłam dziewczynkę. Hmm...to teraz muszę jej chyba odciąć głowę, ręce i nogi, żeby nikt jej nie rozpoznał i mnie nie złapał, a wszystkie części wrzucić do rzeki" albo różne tego typu zabiegi jak przetrzymywanie szczątków pod podłogą bądź w worku na węgiel w komórce)! Na szczęście zawsze w pogotowiu byli dzielni detektywi, którzy za wszelką cenę i używając wszelkich dostępnych w tamtych czasach sposobów i technologii starali się te zbrodnie wykryć a sprawcę postawić przed wymiarem sprawiedliwości.
Podsumowując, książka jest obowiązkową lekturą dla ludzi interesujących się kryminalistyką chcących przeczytać coś napisanego w przystępnej formie i nie mającego naukowego zadęcia, ale także powinna zadowolić wszystkich tych, którzy lubują się w kryminalnych zagadkach. Jedynym moim zastrzeżeniem jest wspomniany wcześniej fakt o delikatnym "przynudzaniu" autora w niektórych miejscach, ale da się to znieść mając w perspektywie kolejne ciekawe fakty i zagadki do rozwikłania oraz procesy i wyroki jakie w nich zapadły.
Ocena gatunkowa 7.5/10