Lubię czytać biografię ciekawych ludzi. Z reguły są to sportowcy, choć nie tylko. Tym razem padło na
jednego z najlepszych (chociaż wielu znawców twierdzi, że najgenialniejszego) i najbardziej
utalentowanych zawodników w historii swojej dyscypliny, Ronniego
O'Sullivana.
Ronald Antonio O'Sullivan. Mimo irlandzko brzmiącego nazwiska to Anglik. Aktualnie po czterdziestce. Niby zwykły gość, ale jak spojrzymy na jego sportowe osiągnięcia, to nie pozostaje nam nic innego jak się ukłonić i powiedzieć: "Szacun!". Oto kilka przykładowych liczb. Pięciokrotny zdobywca tytułu mistrza świata.
Pięciokrotny zwycięzca UK Championship. Sześciokrotny zwycięzca
turnieju Masters (ostatni w tym roku :D). Rekordzista czasu wbicia brejka maksymalnego (5 minut 20 sekund; TU można obejrzeć) oraz lider rankingu wbitych brejków 100
punktowych (807) a także największej ilości brejków maksymalnych (13).
Wiem, że większości z was te dokonania (a
to jedynie wycinek z CV Ronniego; dziś o 15.00 i 20.00 finał
Welsh Open;)) niewiele mówią, ale uwierzcie mi na słowo, jest co
podziwiać. I choć nie jestem jakimś psychofanem snookera (kiedyś
oglądałem go z dużo większą częstotliwością niż teraz, więc mniej więcej
kumam o co chodzi) i nigdy w niego nie grałem, to jednak wiem, że
Ronnie O'Sullivan jest dla tej gry kimś takim jak Bolt w świecie
sprinterów. Choć w sumie Usain jest zbyt grzeczny w porównaniu do
O'Sullivana. Chodzi mi raczej o show jakie robi pojawiając się
przy stole. A często także poza nim.
Ronnie sporo w życiu przeszedł i wiele
wycierpiał. Uzależnienie od narkotyków i alkoholu. Bolesne rozstanie z dziewczyną poznaną na terapii AN (anonimowi narkomani). A nawet
brak ojca, który trafił do więzienia za zabicie człowieka na długie
osiemnaście lat. Z tymi wszystkimi faktami, i nie tylko, O'Sullivan
bezpardonowo i w swoim stylu rozprawia się na kartach tej szczerej i
odważnej autobiografii. Biografii sportowca spełnionego, choć wciąż
aktywnego. Kogoś, kto jest wymieniany jednym tchem z największymi
zawodnikami swojej dyscypliny. Człowieka, który bez ogródek pisze prawdę
o swoich przeciwnikach obnażając ich słabości lub doceniając talent i zalety.
Książka zatytułowana została Running
nie bez przyczyny. Wszak bieganie było tym, co pozwoliło Ronniemu
pokonać demony uzależnienia, utrzymać kondycję fizyczną i zrelaksować
się po trudach turniejów lub uciec od przytłaczającej codzienności.
Bieganie stało się nowym, zdrowym nałogiem, który pozwala The Rocket (jeden z pseudonimów O'Sullivana) funkcjonować.
Polecam tę książkę wszystkim, którzy
mają dość "grzecznych" wywodów sportowców, którzy starają się być albo
mentorami (nieszczęsny Del Piero i jego nudna książka czy też wypociny Rooneya), albo takich, dla
których nic nie wydaje się na tyle ważne, żeby okrasić to choćby
odrobiną emocji (patrz książka Besta Najlepszy).
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz