Są
tacy aktorzy, którzy idealnie nadają się do pewnych ról. Jednym z nich
jest Kevin Costner, któremu świetnie wychodzą wszelkiego rodzaju
poczciwcy o twardej skorupce, lecz przede wszystkim dobrym sercu. McFarland, USA jest disney'owską produkcją opowiadającą historię jednego z nich.
No,
może nie do końca. Bo choć Costner wciela się w główną postać, to film
opowiada również o pewnej grupce młodych meksykanów, którym dzięki
samozaparciu i wierze we własne możliwości udaje się osiągnąć
niespotykany sukces. A przynajmniej taki, o który nikt ich wcześniej nie
podejrzewał.
McFarland
to mała zapadła mieścina w hrabstwie Kern w Kalifornii, licząca
niespełna dwanaście i pół tysiąca mieszkańców i niecałe siedem
kilometrów kwadratowych powierzchni. To coś takiego jak nasze Błonie lub
Aleksandrów Kujawski. Jednak w przeciwieństwie do naszych miasteczek
McFarland ma się czym pochwalić. A ta historia była na tyle ciekawa, że
za jej opowiedzenie wzięła się jedna z najlepiej radzących sobie z tego
typu opowieściami/produkcjami wytwórnia Disney.
Reżyser
Niki Caro przedstawia w swoim filmie prawdziwą historię Jima Whitea
(Costner), byłego trenera futbolu amerykańskiego, który w 1987 roku po
tym jak uderzył swojego zawodnika w przerwie meczu został zwolniony i
"zesłany" na prowincję, właśnie do McFarland. Tam przypadła mu w udziale
posada nauczyciela przyrody, W-Fu i stanowisko asystenta trenera
tamtejszej drużyny futbolowej. Po krótkim spięciu z głównym trenerem Jim
postanawia znaleźć swoje własne miejsce, wykorzystując do tego
potencjał biegowy młodych meksykańskich chłopców, których uczy
wychowania fizycznego. I tak powstaje pierwsza, w tej zapadłej
mieścinie, siedmioosobowa drużyna biegaczy przełajowych. Jednak nie jest
to tylko film o sporcie. White jest biały w mieście zamieszkałym
głównie przez meksykanów. Miasteczko jest nudne i biedne, a on jest
przyzwyczajony do trochę innych standardów życia. Jednak los płata nam
różne figle i jednym z nich było odnalezienie w tym środowisku i miejscu
- zamieszkałym przez uczynnych i ciężko pracujących ludzi o dobrych
sercach - swojego miejsca na świecie.
Brzmi
to może trochę banalnie i patetycznie, ale wcale takie nie jest. Film
nie bije nas po głowie jakimiś morałami czy też nachalnym dydaktyzmem.
Stara się w dyskretny sposób pokazać, że to, co wydaje nam się czasem
niemożliwe do osiągnięcia lub też do zaakceptowania, może być nie dość,
że zasięgu naszych możliwości, ale też po przemyśleniu wszystkich za i
przeciw, najlepszym co na w życiu spotkało. McFarland, USA to przyjemna, pełna humoru i ciepła opowieść o wzajemnym szacunku, przyjaźni i przełamywaniu barier oraz stereotypów. Polecam.
Moja ocena: 6.5/10
Ocena Ulinki: 8/10
Ocena Ulinki: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz