No cóż. Nie mam to ja ostatnio, Moi Drodzy, szczęścia do dobrych filmów akcji, czy też innych sensacyjnych thrillerów. Po nieudanej "Iluzji" i "Olimpie w ogniu" znów trafiłem na niebywały kaszan. Tym razem okazał się nim "Alex Cross". Film w reżyserii Roba Cohena, któremu do tej pory udał się jedynie "Ptaszek na uwięzi" i to było bardzo dawno temu, był słaby. Ani nie trzymał w napięciu, ani nie wzbudzał zainteresowania, ani nawet nie pozwalał kibicować głównym bohaterom. Po prostu okazała się to rzecz niebywale obojętna w odbiorze i do tego jeszcze bardzo źle zrobiona.
Jedną z największych wad filmu jest to, że w żaden sposób nie daje nam poznać ani polubić bohaterów. W tym obrazie trafiamy jakby w sam środek wydarzeń i niby są jakieś drobne wstawki z życia rodzinnego. Jakieś wymuszone żarciki i inne tego typu duperele i utarczki słowne, które mają nam pokazać z jak fajnymi bohaterami będziemy mieli do czynienia, ale to wszystko nie działa. Bo jak może działać skoro cały film kibicujesz temu złemu (swoją drogą świetna kreacja Matthew Foxa, i do tego całkiem niewykorzystana przez słabość całokształtu), który wydaje się najbardziej charyzmatyczny i oryginalny. Swoją drogą tak, moim zdaniem, powinien wyglądać Hitman, a nie ten żałosny Olyphant, który swoją ciapowatością zniszczył naprawdę dobrze zapowiadający się cykl. Ale to tak na marginesie.
![]() |
Matthew Fox odmieniony |
Drugą wadą jest to, że film ten jest pełen absurdów. Bo w sumie mamy do czynienia z zawodowym zabójcą (w tej roli Fox), który jest naprawdę doby. A przeciwko niemu staje pucułowaty detektyw ze stopniem doktora, który w scenach finałowych walczy z Foxem jak równy z równym. I do tego ten realizm scen walki. No po prostu kocham te produkcje za zmyślność różnego rodzaju "chwytów". Bo na przykład jak goni cię facet ze strzelbą, to zamiast go z ukrycia zastrzelić, to ty przywiązujesz swój pistolet na drucie w drzwiach a sam czekasz na niego z metalową rurą, żeby go grzmotnąć. To jest akurat oczywiste. Ale co ciekawsze, jak już go rąbniesz tą rurą, z całej siły, po łapach, to nie łamiesz mu obu kości, to też oczywiste, tylko wytracasz mu jedynie broń z ręki, a on za chwilę cię tymi rąbniętymi rękoma wali w ryj. No geniusz to musiał planować. Po prostu geniusz! Żal dupę ściska :/ Nic dodać nic ująć.
![]() |
Edward Burns trochę trąca Richardem Gerem |
Nie będę przytaczał fabuły tego filmu, bo uwierzcie mi, nie warto go oglądać, ale napiszę jeszcze parę słów o obsadzie. Tak jak już wspomniałem wcześniej, na uwagę zasługuje jedynie Fox, bo naprawdę świetnie zagrał psychopatę. Aż go nie poznałem! Tyrel Perry w roli Alexa Crossa, którego pierwszy raz widziałem na ekranie (i niech już tak pozostanie) był bardzo słabiutki. Sam nie wiedziałem co nim myśleć. Czy bardziej nie podoba mi się jego postać, czy jego aktorstwo. Do tego Edward Burns, który też nie mogłem skojarzyć skąd znam, ale wiedziałem, że go znam :) nie był zbyt porywający. Role kobiet przemilczę, bo były bardzo marginalne i na zakończenie wspomnę tylko o Jeanie Reno. Chłop się kończy. Aktorsko oczywiście. Takich gniotów jak on się ostatnio chwyta, to dawno nie widziałem. Najpierw serial "Jo" a teraz to. Mogliby z Sharon Stone wspólnie jakiś "hit" wyprodukować, bo wydaje się, że są obecnie na podobnym poziomie. Zapraszam na recenzje filmu "Granica", który pojawił się na blogu u Moni Ki, tam jest świetnie pokazane w czym ostatnio grywa Stone i z jakim skutkiem (wcześniej tego nie dopisałem i jak jeszcze raz przeczytałem tekst, to zauważyłem, że jest troszkę nie jasna sprawa z tą Stone ;) Sorki
![]() |
I jeszcze raz Fox |
Co by tu jeszcze napisać... Chyba nie pozostaje mnie nic innego, jak szczere odradzenie wszystkim tego filmu i przekierowanie uwagi na książkę, na podstawie której powstał. Być może twór James'a Petterson'a okaże się lepszy. Film w moim odczuciu zasługuje jedynie na 3/10. Ale niestety muszę was ostrzec, że jest planowana druga część pt. "Double Cross". Boże miej nas w swojej opiece.
Zamiast decydować się na seans obejrzyjcie trailer. W zupełności wystarcza ;)