wtorek, 5 sierpnia 2014

[85-87] Ksiązki: "Zemsta Hana Solo" (1979 / wyp. pol 1996); "Han Solo i utracona fortuna" (1980 / wyd. pol. 1996); "Rajska pułapka" (1997 / wyd. pol. 2000)

Zaczął się nowy miesiąc (jak patrzę w kalendarz to już dobrych kilka dni temu), więc wypadałoby coś napisać. Ostatnio recenzowałem pierwszą część przygód (pochodzących z drugiej trylogii) Hana Solo. W ciągu ostatnich kilku dni rozprawiłem się z kolejnymi dwoma częściami, a jak zapewne już wiecie (Ci co czytają powinni wiedzieć) lubię czytać książki pochodzące z serii... seriami. Nie powinno, więc nikogo zdziwić, że kolejna na tapetę wleciała druga trylogia Hana Solo (tak naprawdę to pierwsza jeśli chodzi o chronologię wydarzeń). Dziś pora na podzielenie się własnymi odczuciami na temat dotychczas przeczytanych tomów.



"Zemsta Hana Solo" - Brian Daley (1979 / wyd. pol. 1996)

Ta część jest niestety nieco słabsza od pierwszej. Jej fabuła jest lekko "pomotana" i czasami ciężko się połapać o co tak naprawdę chodzi. Fabuła w skrócie przedstawia się następująco. Han i Chewbacca po kilku (jak zwykle) nieudanych zleceniach znajdują się w naprawdę niezłych tarapatach finansowych. To nie pozwala im zbytnio grymasić w przyjmowaniu kolejnych. Zgadzają się więc na dość niepewny lot, który w konsekwencji okazuje się transportem niewolników. Jest to jednak wbrew przekonaniom pilota i jego pierwszego oficera. Po krótkiej walce udaje im się pokonać handlarzy, jednak Han nie chce zrezygnować z zapłaty za kurs. Udaje się więc na planetę Bonadan II w celu odbioru należności. Tam zamiast pieniędzy znajduję Fiollę, rządową agentkę zainteresowaną rozbiciem szajki handlarzy. Han nie kwapi się z udzieleniem jej swojego wsparcie, jednak przyparty do muru przez komornika Spraya (który jeszcze w tej opowieści odegra swoją rolę) chcącego skonfiskować Sokoła zgadza się pomóc dziewczynie jeśli ta pomoże mu w finansowych kłopotach. Tak rozpoczyna się dość smętna przygoda, która jak dla mnie była trochę nudna, i nawet przyspieszenie akcji w końcówce niewiele pomogło. Ciekawostką jest jedynie to, że udało nam się poznać najniebezpieczniejszego rewolwerowca Sektora Wspólnego, z którym spotkamy się jeszcze w części kolejnej. 

Ocena 4/10

"Han Solo i utracona fortuna" - Brian Daley (1980 / wyd. pol. 1996)

Tym razem zapowiadało się naprawdę fajnie. Coś jakby historyjka iście wyjęta z "Poszukiwaczy zaginionej Arki". Han i Chewee zażywają należytego wypoczynku po dobrze opłaconej misji w jakimś uniwersyteckim centrum, gdzie dostępny jest szereg SPA dla przeróżnych gatunków. Chewbacca po czesaniu i nabłyszczaniu sierści zapragnął także awansu w ich małej hierarchii, więc napotkanym studentkom chcącym z nim przeprowadzić wywiad powiedział, że jest kapitanem. Han przyjął warunki gry i jako pierwszy oficer udał się wraz z nimi wynajętą limuzyną podróż po uniwersyteckim campusie. W pewnym momencie spotkali starego znajomego - Badurę - który chciałby ich zaangażować do pewnego projektu. Han, mimo długu życia jaki moją wobec niego odmawia, jednak kiedy nieznani napastnicy zaczynają do nich strzelać na środku ulicy wszyscy razem rzucają się do ucieczki. Gdy już udaje im się uciec Han a głównie bardziej honorowy Chewbacca zgadzają się przyjąć zlecenie. A jest ono niebagatelne, przyjaciele mają ruszyć na poszukiwania zaginionego przed wiekami okrętu przewożącego przechodzącą najśmielsze wyobrażenie fortunę. Jak oczywiście wszyscy się zapewne domyślają nic nie pójdzie zgodnie z planem i w trakcie poszukiwań nasi bohaterowie będą mieli masę przygód jak  kolejne starcie z tajemniczymi napastnikami, pojmanie przez wyznawców tajemniczej religii a wreszcie walka z prastarą armią droidów bojowych. Po raz kolejny też dużą role odegra poznany wcześniej gwiezdny rewolwerowiec. Historia wydaje się ciekawa, ale uwierzcie mi, wcale taka nie jest. Niestety jest nudno i naprawdę miejscami beznadziejnie. Niektóre wydarzenia kreowane na siłę i więcej w tym komplikacji i nieprawdopodobnych zwrotów wydarzeń niż wciągającej przygody i inteligentnej rozrywki. Autor nie znał chyba powiedzenia, że "nie ważne jak zaczynasz, ale jak kończysz" i zaczął czałkiem nieźle, ale skończył zdecydowanie poniżej oczekiwań. 

Moja ocena 3/10

"Rajska pułapka" - A.C. Crispin (1997 wyd. pol. 2000)

"Rajska pułapka" jest pierwszą częścią młodzieńczej trylogii Hana Solo. Poznajemy tutaj jego dzieciństwo, a także lata młodości zanim jeszcze nie stał się przemytnikiem jakiego znamy z filmowych części. Teraz jednak, zanim przejdę do recenzji książki, rozszyfruję inicjały autora, które właśnie w taki sposób - A.C. Crispin - były napisane na książce. Ann Carol Crispin. Muszę dalej pisać, czy już wiecie jaka będzie ocena końcowa?;> Czy ja zawsze muszę mieć takiego pecha i nawet wtedy kiedy świadomie nie chcę czytać fantastycznych książek pisanych przez kobiety, to jakimś dziwnym trafem wpadam na nie zupełnie przypadkiem? Już po kilku pierwszych stronach zauważyłem, że coś jest nie tak. Kobiece brednie da się tak łatwo poznać, że to jest aż zatrważające. Niby początkowy opis ucieczki Hana od jego obecnego "opiekuna" Garissa Shrike’a, dla którego od najmłodszych lat żebrał i kradł wyglądała dość normalnie. Aż do momentu kiedy zaczęły się pojawiać pierwsze postaci kobiece, czyli do około 3 strony. Wtedy zorientowałem się, że coś jest nie tak. Te czułostki, mazgajstwo, nad wyraz rozwinięta uczuciowość Hana obrzydziły mi tę książkę aż do samego końca. Niby miało z niej wynikać późniejsze nastawienie Hana do miłości i kobiet jako takich, ale ta zmiana charakterologiczna postaci była po prostu szokująca. I nawet to, że akcja była zadowalająco ciekawa, początkowa ucieczka na planetę Ylesia, najęcie się tam w roli przewoźnika, spotkanie Brii jednej z pątniczek i wyznawczyń przedziwnej religii, a tak naprawdę niewolnicy, w ktorej Han - o zgrozo! - się zakochuje, a także późniejsza szalona ucieczka i kolejne niepotrzebne wątki na Koreli aż do ostatniego akcentu na Coruscant, czyli wstąpienia Hana do Akademii, nie pozwoliły pozbyć się niesmaku gwiezdnego melodramatu :/

Historyjka sama w sobie dość ciekawa, choć dziwnie rozłożono w niej akcenty i napięcie, które wygasa jakieś 70-80 stron przed końcem, żeby później snuć się w tempie żałosnego romansu aż do samego końca. Również przeogromne pokłady ckliwości i wcześniej wspomniana zupełna zmiana charakteru Solo nie pozawalają mi tej książki ocenić wysoko, a i chęć lektury dalszych części trylogii stanęła pod wielkim znakiem zapytania.

Moja ocena 4/10

9 komentarzy:

  1. No patrz, ominęłam Twój post... jakiś koszmar!

    Taaak książki spod gwiazdy Star Wars. Wszyscy się zachwycają, wszyscy, ze nowe filmy powinny być na podstawie książek, ale jak dla mnie te pozycje może są fajne, ale dla gimnazjalisty. Nie chodzi o to, że stereotyp ludzi tzw. "gimbazy", to kretyni i debile. Sięgnęłam po tego typu książki będąc na studiach i byłam w szoku, że takie coś ma takie powodzenie. Nie chodzi o język, nie chodzi o klimat tylko o treść. Przynudnawe, mało gwiezdnowojenne i w ogóle. Natomiast jak dowiedziałam się, że w którejś książce chodzący dywanik ginie, bo spada na niego księżyc, to już w ogóle podziękowałam... i tak ciągle nie dokończyłam tych szturmowców śmierci :) Jakbym była w podstawówce czy gimnazjum, może dałabym się ponieść przygodzie... ale oczekuję czegoś więcej niż fakt, że to świat Star Wars.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami i tak się zdarza :) Ale dobrze, że zauważyłaś, że coś takiego skrobnąłem, bo zawsze miło wymienić z kimś poglądy ;)

      Ja uważam,że te książki w dużej części piszą fani dla fanów. I to chyba największy zarzut jaki można im postawić, bo często są to ludzie, którzy po prostu nie mają talent pisarskiego. Ja ostatnio skończyłem dwa kolejne tony z tej drugiej-pierwszej trylogii i jestem załamany jeśli ma mi pozostać w głowie jedynie taka wizja młodości Hana Solo jaką nakreśliła pani Ann Carol. Żałosne, żenujące popłuczyny po gwiezdnej operze mydlanej skopane miłosnym rozckliwianiem się bohaterów w momentach kiedy już zaczynało być ciekawie :/ Żenująca baba!

      Ale teraz zacząłem czytać Eskadrę Łotrów" z serii X-Wingów i na razie nie jest źle. 80 stron i nikt do nikogo nie powiedział "Ty moja najukochańsza, tak Cię niezmiernię miłuję...".

      Mam nadzieję, że Lucas będzie maczał palce w scenariuszu, bo jak to ma powstać na podstawie tych książeczek, to może być lipa jak się patrzy :/

      Usuń
    2. Arku mój najukochańszy, tak Cię niezmiernie miłuję :D

      Jak ktoś by coś takiego walną w realu (nie w sklepie i oczywiście używając mojego imienia!), to był padła na ziemię i tarzała się ze śmiechu przez około 3 godziny :)

      Usuń
    3. Buahahahaha xD Tak, teraz to się można śmiać, ale weź pod uwagę to, że ja te gnioty przeczytałem :(

      I, że takie teksty pojawiały się średnio do kilkanaście (w pierwszych tomach) i co kilkadziesiąt stron w ostatnim ;( To było tak "urocze", że Danielle Fernande Dominique Schuelein-Steel by się nie powstydziła :D

      Usuń
    4. A ja uwielbiam "podchody" w ksiażkach młodziżowych. Nie wiadomo czy się śmiać czy płakać, np.

      - To pomożesz mi czy nie?
      O Boże, jaka ona jest piękna, chciałbym ją dotykać, chciałbym by była cała moja.
      - Nie, nie pomogę ci. Mówił ci ktoś, że masz tępy wzrok? Ogólnie jesteś bardzo irytująca, widziałaś się ostatnio w lustrze?
      - To nie!
      Dlaczego on mnie tak traktuje? Powinnam go nienawidzić, jednak nie mogę, jak tylko jest w pobliżu mnie, muszę panować, aby nie dostać wypieków.

      To się nazywa podryw!

      Usuń
    5. https://www.youtube.com/watch?v=44PtBqiGgL4 tak w klimatach :)

      Usuń
    6. Hahahaha :] No niestety, tak to czasami wygląda, ale jedni autorzy potrafią to robić subtelniej a inny mają w tej kwestii zdecydowanie mniej talentu i wychodzi dość topornie :]

      Usuń
    7. I WSZYSCY RAZEM:
      Bo lubię zjawiska pop kulturowe, lubię filmy zwłaszcza życiowe: romantyczne, o miłości, o mojej i twojej ułomności. Żleeeeeee skończył się ten dzień.....

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...