niedziela, 30 czerwca 2013

[20] Film: "Iluzja" / "Now You See Me" (2013)

W weekend udało mi się dwukrotnie odwiedzić moje miejscowe kino. Pierwszym filmem, na który się wybrałem była właśnie "Iluzja" w reżyserii Louisa Leterriera. Zwiastun i wcześniej przeczytana recenzja zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Postanowiłem, że chcę zobaczyć ten film na dużym ekranie. Sam seans jednak bardzo mnie rozczarował. 


Film rozpoczyna się czterema sekwencjami ukazującymi nam umiejętności i sylwetki czterech młodych (no, nie we wszystkich przypadkach młodych) i utalentowanych, ale jeszcze nie znanych szerszej publiczności magików. Pierwszym z nich jest J. Daniel Atlas (Jesse Eisenberg) iluzjonista i mistrz karcianych sztuczek. Kolejny, jeśli dobrze pamiętam, był mentalista Merritt McKinney (Woody Harrelson) zajmujący się głównie hipnozą i innymi tego typu bzdurami. Następnie poznajemy jedyną w tej grupie kobietę Henley Reeves (Ilsa Fisher), której specjalnością jest umiejętność wydostania się z każdej "opresji". Jako ostatni pojawia się Jack Wilder (Dave Franco) - gość od sztuczek zręcznościowych i otwierania różnego rodzaju zamków. Wszyscy oni dostają tajemniczą kartę tarota od tajemniczego osobnika, która jest zaproszeniem do dalszej "zabawy" iluzją tylko na zdecydowanie wyższym poziomie; rodzajem inicjacji. W tym momencie następuje przeskok czasu o rok w przód. Nasi bohaterowie są już sławni i dzięki hojności Arthura Tresslera (Michael Caine) mają swoje wielkie show, którego główną atrakcją jest obrobienie banku. A to dopiero początek! Jednak jak wiadomo, kiedy coś kradniesz, to chcą Cię za to ukarać. W tej historię za tę część fabuły będą odpowiedzialni agent FBI Dylan Rhodes (Mark Ruffalo) i funkcjonariuszka Interpolu Alma Dray (Mélanie Laurent), a także pomagający rozszyfrowywać sztuczki iluzjonistów Thaddeus Bradley (Morgan Freeman).



Brzmi ciekawie, prawda? Hmm...też tak pomyślałem. Jednak mniej więcej od momentu pierwszego wielkiego show w Las Vegas film zaczyna być coraz słabszy i po takiej równi pochyłej cała fabuła toczy się już do samego końca, aż do zaskakującego, ale też i rozczarowującego zakończenia. 

Jakie są wady tej produkcji? Po pierwsze dziurawy jak ser szwajcarski scenariusz, w którym nic nie trzyma się kupy. Być może twórcom chodziło o to, żeby trzymać widza w niepewności do samego końca, ale jakim kosztem? Od samego początku nie wiemy o co chodzi. I mimo tego, że na końcu wszystko zostaje wyjaśnione, to jest to zdecydowanie zbyt płytkie, żeby zwieńczać napięcie budowane od pierwszych minut. W sumie denerwowało mnie też to, że niektóre postaci były zupełnie zbędne. Bo niby skoro zbierasz grupę utalentowanych ludzi, to zakładam, że każdy z jej członków będzie Ci do czegoś potrzebny. A jego talent jest na tyle wyjątkowy i unikalny, że chcesz akurat jego. W tym filmie zupełnie nie rozumiałem po co była nam (bardziej im) potrzebna Henley? Nie pamiętam żadnej sceny, w której byłyby wykorzystane jej "nadzwyczajne" zdolności. Dodatkowo dobór aktorów. Zdecydowana pomyłka i to aż w dwóch przypadkach. Pierwszy wynikający z tego co napisałem przed chwilą. Ilsa Fisher jest zbędna na poziomie fabularnym, ale gra i wygląda w taki sposób, że nie chcesz żeby została. Jest żenująco słaba. Do tego brzydka i zupełnie niepotrzebna. No i druga pomyłka, tutaj zdecydowanie poważniejsza, to Woody Harrelson w roli mentalisty. Ten jego cynizm i pseudo-wyluzowanie, prześmiewcze teksty i cały sposób bycia były tak sztuczne, że zupełnie tego nie kupiłem. W tej roli oczekiwałem kogoś bardziej "dystyngowanego" i opanowanego. Kogoś kto wzbudziłby we mnie szacunek. Kogoś komu bym uwierzył. Już lepiej by było jakby Ruffalo i Harrelson się zamienili postaciami. Ale cóż, trudno. Nie zapytali mnie o zdanie. Szkoda. Wszystkim by to wyszło na dobre. 

Cała reszta obsady radzi sobie dobrze z postaciami pozbawionymi głębi i jakiegokolwiek rysu psychologicznego. Dobry jest Eissenberg, oczywiście Caine i Freeman, a nawet młody Franco, po którym wszyscy, nie wiedzieć czemu, jadą. Nie zawodzi też Ruffalo i jego filmowa towarzyszka Laurent. Ciekawostką jest to, że w ciągu dwóch dni w trzecioplanowej roli w filmach z tego samego roku zobaczyłem tego samego gościa, niejakiego Michaela Kellyego, który w "Iluzji" grał pomagiera agenta Rhodesa a w "Człowieku ze stali" jednego z dziennikarzy Daily Palnet.

Michael Kelly - pierwszy z lewej

Cóż więcej mogę powiedzieć. Muzyka jeśli była (a na pewno była), to taka, która zupełnie nie utkwiła mi w pamięci, zdjęcia także raczej przeciętne. Montaż zasługuje na słowa pochwały, bo powoduje, że mimo wszystko, film ten trzyma w jako takim napięciu. Jest dynamiczny i dobrze 'sklejony".

Jest to jednak trochę za mało jak na taki film. Film od którego oczekuje się głównie rozrywki. Trzymania w napięciu i zaskakującego i satysfakcjonującego zakończenia. Podsumowując, film oceniam na 5.5/10 i traktuje jako jedno z większych rozczarowań tego sezonu.

18 komentarzy:

  1. Szkoda, a zaczęło się tak dobrze :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz jak jest, to tylko moja opinia (no może nie tylko, bo byłem z dziewczyną i dwojgiem przyjaciół w kinie i mieli podobne opinie), ale widziałem w tecie kilka podobnych. Jednak sa też i zachwyty. Np. tutaj http://filmy-wedlug-agniechy.blogspot.com/2013/06/1055-iluzja-rez-louis-leterrier.html

      Usuń
  2. Widzę, że wszyscy są zgodni. Do połowy świetny film, jednak w drugiej zabrakło pomysłów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Dokładnie! Początek intrygujący i zajmujący. Później jakby zabrakło "paliwa" i bolid zaczyna zwalniać :/ Szkoda, bo mogło być naprawdę genialnie. Potencjał był. Niestety niewykorzystany.

      Usuń
  3. Tego się obawiałem, że dominować będzie efekciarstwo, które mialo przyslonić resztę (w sumie jak w fabule filmu:P)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby to był jedyny zarzut. Tutaj nawet tego efekciarstwa nie ma tak wiele :/ A przykrywać byłoby co, bo scenariusz się rwie niemiłosiernie.

      Usuń
  4. Poczekam aż ten film ukaże się online, a reguły do produkcji, które są reklamowane z fajerwerkami etc podchodzę jak pies do jeża. Ostatnio byłam w kinie na "Człowieku ze stali" i wyszłam po niecałej godzinie, za dużo pustego patosu i efektów, za mało pasji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mało nie zasnąłem, ale "Człowieka ze stali obejrzałem do końca. W sumi, mimo wielu wad, nawet mi się podobała. Ale o tym wszystkim napiszę w recenzji. Na Iluzję poszedłem, bo moja dziewczyna chciała ten film zobaczyć, a i mnie zainteresował trailer, ale oboje byliśmy rozczarowani.

      Usuń
  5. Rzeczywiście, jest sporo efekciarstwa w filmie, a scenariusz nie jest jego najlepszą stroną ale mimo wszystko uważam, że to czysto rozrywkowe dobre kino (można dodać, że nawet w miarę inteligentne). Zastrzeżeń co do obsady nie mam i czuję ogromny niedosyt jeśli chodzi o ilość czasu ekranowego dla iluzjonistów - to mnie rozczarowało.
    Może dziś uda mi się popełnić kilka słów o tym filmie na filmowymKOCIE...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Iluzjonistów było za mało. te krótkie wprowadzenia nie pozwalały do końca poznać ich zdolności, a szkoda. A później to już nie była iluzja tylko zwykły przekręt w stylu "Ocean's 11". Ale nie przeczę, da się to obejrzeć. Tylko, że ja liczyłem na zdecydowanie więcej i stąd taka niska nota :[

      Usuń
  6. O nie:/ ale w sumie podejrzewałam, że może tak być skoro nie wiedziałam nic o tej produkcji, a dowiedziałam się z trajlera w kinie. Najgorsze jest to w filmach z intrygą, że... nie mają intrygi! Szlag! nie widziałam, ale już wiem, że do kina się nie wybiorę. Dziękuję za ostrzeżenie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Katarzyno! Zastanów się co czynisz:) Moja zła opinia o tym filmie jest bardzo odosobniona;) Na większości blogów, na które zaglądam, pojawiają się noty w granicach 9/10, albo 4+/5 z dopiskiem, że to świetne kino rozrywkowe na piątkowy wieczór. Wychodzi więc na to, że prawdopodobnie tylko mnie się nie podobało :P Najlepiej będzie jak obejrzysz i ocenisz sama ;)

      Usuń
    2. Teraz to już mi namieszałeś;D dobra obejrzę, nie wiem kiedy to uczynię, ale postaram się!

      Usuń
    3. Tak będzie najbezpieczniej ;] Gdyż nie chce aby Cie być może, przez moje zrzędzenie, ominęła dobra rozrywka :)

      Usuń
  7. Co do Henley - wcale nie jest zbędna tak jak napisałeś. Ta postać tworzy ważny element fabuły nawiązujący do tarota (miała kartę kapłanki). Poza tym jeźdźców musi być pięciu (pięć kart), więc bez niej film straciłby nawiązanie do tarota.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uhm...to bardzo głębokie co piszesz, tylko że tak naprawdę dla mnie to równie dobrze mogłaby być karta z Piotrusia, albo na stację BP, bo i tak film nie wyjaśniał dlaczego akurat karty tarota były takie ważne. Zresztą czego się dziwić, scenariusz = sito.

      Po drugie z tego co udało mi się zauważyć, to jeźdźców było czterech a nie pięciu jeśli już o tym mowa.

      A po trzecie, to nawet gdyby karty tarota miały jakiś nadrzędny cel i liczba jeźdźców też, to dlaczego w filmie nie było to zaprezentowane? Bo ja dalej uważam że Henley jest zbędna. A film w żaden sposób nie wyjaśnia wielu zaprezentowanych w nim wątków.

      Usuń
    2. Zauważyłeś tylko 4 jeźdźców? Zacytuję fragment filmu: "Przyjrzyj się uważnie, bo im bardziej jesteś przekonany, że wszystko widzisz, tym łatwiej Cię oszukać". Piątym jeźdźcem był policjant. O to właśnie chodziło w tym filmie, przez cały czas szukaliśmy piątego jeźdźca, który był przy okazji sprawcą całego zamieszania. :)

      Owszem, mogliby wyjaśnić wszystkie wątki związane z tarotem, magią, Okiem Horusa itp. Ale po co podawać widzowi wszystko na tacy? W tego rodzaju filmach właśnie chodzi o tajemniczy klimat, który tworzą niedopowiedzenia, symbole. Piszę tu przede wszystkim o końcowej scenie z karuzelą oraz o scenie chwilę przed nią (przy drzewie).

      A tak poza wszystkimi argumentami - bez Henley w grupie iluzjonistów byłoby trochę pedalsko. :P

      Usuń
    3. No w sumie zawsze mi się wydawało, że jeźdźców powinno być czterech. Nawiązując w tym przypadku nawet o Biblię, ale ja tam tego filmu nie robiłem, a twórcy mi tego nie wyjaśnili, więc nie wiem o co im z tymi pięcioma chodziło. A tajemniczy klimat jest fajny wtedy kiedy go ktoś wreszcie odkrywa, bo w takich filmach widownia lubi kiedy się ją zaskakuje ale za razem daje odpowiedzi na dręczące ją pytania. Bez nich to jak seks bez finału, albo pizza bez sera :/ Bo łatwo jest kogoś zwodzić cały czas nagromadzając wątki i mnożąc tajemnice, ale później z tego wszystkiego zgrabnie wybrnąć, to już dużo trudniejsze zadanie. I w taki właśnie sposób odróżnia się dobre filmy od tych słabych.

      A co do pedalskości, to chciałbym aby Henlej była bardziej użyteczna, mimo wszystko i przede wszystkim nie taka drętwa :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...